Dziennikarze i doping w sporcie. Komentuje Mirosław Żukowski

Nie wstyd panu, że związał się z kolarstwem? To pytanie w świetnym wywiadzie, jaki z Krzysztofem Wyrzykowskim przeprowadził dla „Przekroju” Paweł Wilkowicz, uruchamia wyobraźnię.

Publikacja: 09.08.2013 18:27

Mirosław Żukowski

Mirosław Żukowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Krzysztof Wyrzykowski jest najwłaściwszą osobą, której można je zadać. Jako jedyny z nas osobiście znał Lance’a Armstronga i pracował w największej sportowej gazecie świata, paryskiej „L’Equipe”, która Tour de France traktowała zawsze jak perłę w koronie. Na pytanie o wstyd Wyrzykowski odpowiada: „40 lat siedzę w kolarstwie i ci, którym ufałem, sprawili, że wyszedłem na głupka”.

Drogi Krzysztofie, znamy się tak długo i przegadaliśmy tyle godzin, że ośmielę się napisać: jak szczerość to szczerość, nie brnijmy dalej w tę hipokryzję. To nieprawda, że przez te wszystkie lata sportowego dziennikarstwa wierzyliśmy w dopingową czystość sportowców. Widzieliśmy za dużo i poznaliśmy niektórych asów sportu tak blisko, że od dawna wiedzieliśmy, jak się sprawy mają, tylko o tym nie pisaliśmy.

Dlaczego? Bo za komuny można było za pisanie prawdy o polskim dopingu wylecieć z roboty, a potem to, co ludzie mówili nam prywatnie, było nie do powtórzenia w gazecie, i chyba najważniejsze: bo za bardzo lubiliśmy sport i sportowców. Byłeś na igrzyskach w Montrealu w roku 1976. Tam za prymitywne sterydy dyskwalifikowano polską dyskobolkę, potem odebrano złoty medal polskiemu ciężarowcowi, a propagandy o kapitalistycznym spisku przecież nikt nie traktował serio.

Dziś o dopingu pisać jest o wiele łatwiej niż przed laty i trzeba z tego korzystać

Jedno z najbardziej strasznych i śmiesznych dopingowych wspomnień mojego życia to „barszczyk Morawieckiego”. Podczas zimowych igrzysk w Calgary w roku 1988 polscy hokeiści ku zaskoczeniu wszystkich grali znakomicie, zremisowali ze Szwecją, a potem Jarosława Morawieckiego złapano na dopingu. To było tylko smutne, śmiesznie zrobiło się dopiero wówczas, gdy nasz starszy kolega, świętej już pamięci Jacek Żemantowski, zaczął przekonywać w telewizji, że zakazana substancja mogła dostać się do organizmu hokeisty podczas spotkania z kanadyjską Polonią, bo tam nie było kontroli, co kto je. Pytałem potem Jacka, czy mu nie wstyd za te brednie. Odpowiedział, że trochę tak, ale zapewniał, że nie wykonywał żadnego polecenia władz, tylko starał się bronić sportowca, tak jak potrafił, gdyż był w szoku i nie chciał, by ten hokejowy sen o potędze okazał się koszmarem. Moje pragnienie było podobne, ale barszczyk po latach, gdy już poznaliśmy prawdę, okazał się tym, czym był od początku – piramidalną głupotą.

Gdyby dziennikarze z twojego pokolenia, tacy jak Maciej Petruczenko z „Przeglądu Sportowego” czy Marek Jóźwik z TVP (on był ponadto wybitnym płotkarzem, całą młodość spędził na zgrupowaniach kadry), zechcieli powiedzieć wszystko, co wiedzą, okazałoby się, że historię polskiego sportu trzeba pisać na nowo.

Także w twojej „L’Equipe”, którą czytam od 30 lat, doping w kolarstwie długo traktowano niepoważnie, przekonywano, że kolarze są herosami godnymi szacunku, a oskarżyciele to nienawistnicy i malkontenci. Ty też zapewne to pamiętasz, pracowałeś już wówczas w Paryżu. David Walsh, który zdemaskował Armstronga, postrzegany był w waszej gazecie jako szkodliwy jąkała z Londynu, który sypie piach w tryby świetnego interesu („L’Equipe” i Tour de France mają przecież tego samego właściciela). Kiedy, dlaczego to się zmieniło i gazeta, a po niej cała Francja, zaczęła ścigać Armstronga, wiesz lepiej ode mnie. Moim zdaniem wówczas, gdy smród podchodził już pod okna waszej ówczesnej redakcji w Issy–les–Moulineaux.

Piszę to, drogi Krzysztofie, byś nie popadał w melancholię. Jeśli byłeś głupkiem – to w licznym towarzystwie, ale moim zdaniem nigdy nim nie byłeś. Wiedziałeś, o co chodzi od dawna, wciąż wiesz i niewiele to zmienia. Pewnie oglądałeś mistrzostwa świata w pływaniu, przejechałeś w ekstazie nowy Tour de Pologne, teraz czekasz, co w Moskwie zrobi Usain Bolt, i nawet przyszłoroczny Tour de France już chodzi ci po głowie. Mnie też, z tego się nie wyleczymy. Korzystajmy jednak, że teraz dużo łatwiej o dopingu pisać prawdę. Dopiero jeśli tego nie zrobimy, każdy rozgarnięty kibic będzie mógł nazwać nas głupkami.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?