Papiss Cisse: jak żyć w zgodzie z kibicami

Podpadłeś kibicom? Nie wiesz, jak odzyskać ich zaufanie? Weź przykład z Papissa Cisse. Senegalski napastnik gościł w swojej willi młodych fanów Newcastle

Publikacja: 31.08.2013 01:01

Papiss Cisse (z lewej)

Papiss Cisse (z lewej)

Foto: AFP

Kiedy odmówił założenia koszulki z logo nowego sponsora, brytyjską firmą „Wonga" udzielającą krótkoterminowych pożyczek, podejrzewano, że chce wymusić na klubie transfer. Jak Gareth Bale, Luis Suarez czy Wayne Rooney.

On sam zapewnia jednak, że odmówił, bo jest praktykującym muzułmaninem, a religia ta zakazuje bogacenia się kosztem innych. Ale Cheick Tiote, Hatem Ben Arfa i Moussa Sissoko, również wyznający islam, nie protestowali. Być może Cisse wiedział, że kiedyś przed podobnym dylematem stanął Frederic Kanoute, też muzułmanin. Sevilla pozwoliła mu na grę w koszulce bez logo internetowej firmy bukmacherskiej. Ale gdy wizerunek napastnika z Mali usunięto ze wszystkich kampanii reklamowych, Kanoute zmienił zdanie i założył taki sam strój jak koledzy.

Cisse zaproponował, że będzie występował w koszulce z nazwą fundacji charytatywnej. Klub oczywiście się nie zgodził, bo czteroletnia umowa ma mu przynieść 24 mln funtów. Piłkarz nie pojechał na zgrupowanie w Portugalii, a jeden z kibiców wstawił na Twitterze zdjęcie pokazujące, że Senegalczyk stosuje podwójne standardy i hazardem wcale się nie brzydzi: siedzi przy stole w kasynie.

W internecie zawrzało, ruszyła rasistowska ofensywa. Trzeba było ratować własny wizerunek. Przyjął więc Cisse ośmiu małych kibiców Newcastle wraz z rodzicami w swojej luksusowej posiadłości w Ponteland, w hrabstwie Northumberland. Nie wiadomo, czy wpadł na ten pomysł sam, czy z pomocą speców od public relations, ale misję można uznać za udaną. Było wspólne grillowanie, oglądanie kreskówek na wielkiej plazmie (Scooby Doo), gra w piłkę na małym boisku i na play station, wycieczka po domu, a na koniec prezenty: klubowe gadżety i repliki koszulki, w której miał już nigdy nie zagrać. – Chciałem spędzić więcej czasu z moimi fanami. Oni są dla mnie bardzo ważni – tłumaczył 28-letni Cisse, porównywany często do Mario Balotellego.

Z kibicami Newcastle zawsze starał się żyć w zgodzie: nie stronił od spotkań, dziękował za słowa wsparcia i listy, dedykował im bramki, rozdawał koszulki chorym i potrzebującym. Z numerem 9, tym samym, który wcześniej nosił na plecach Alan Shearer. Do Premiership trafił zimą 2012 roku z Freiburga, jako wicekról strzelców Bundesligi. Pierwszego gola dla Newcastle zdobył już w debiucie. – On nawet kiedy śpi, myśli o bramkach – mówi o swoim koledze z reprezentacji Demba Ba.

W charytatywną działalność zaangażowała się także jego dziewczyna, była miss Newcastle Rachelle Graham. Razem zbierali w tym roku pieniądze na karetkę dla jednego ze szpitali w Senegalu, ona odważyła się nawet na skok ze spadochronem. – Dopóki nie poznałam Papissa, nigdy nie byłam na meczu. Teraz chodzę na stadion dla niego – opowiadała szczęśliwa 22-letnia Rachel. Ale od niedawna parą już nie są, choć ona ma nadzieję, że to tylko chwilowa rozłąka i jeszcze do siebie wrócą. Nawet kosztem rasistowskich ataków ze strony przeciwników związków białej kobiety z czarnoskórym mężczyzną.

Cisse chce na razie skoncentrować się na futbolu i wrócić do formy. Ale po kolejnym strzelonym golu nie rzuci się już w ramiona kibiców. Zabronił mu trener. Zagroził, że jeśli znów skoczy w trybuny, zdejmie go z boiska. – Wymyślę coś nowego – zapowiada piłkarz.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?