Powiedzenie Gary'ego Linekera, że „wszyscy grają, a na końcu zawsze wygrywają Niemcy", nabrało nowego znaczenia.
Raport zatytułowany „Doping w Niemczech od roku 1950 do dziś" został opracowany przez naukowców z uniwersytetów Humboldta w Berlinie i Westfalskiego Uniwersytetu Wilhelma w Münster. Jego fragmenty opublikował dziennik „Süddeutsche Zeitung", za nim „New York Times", „Guardian", a ostatnio miesięcznik „World Soccer".
Upublicznione informacje potwierdzają podejrzenia sprzed lat. Chronologicznie pierwsze związane było z sensacyjnym zwycięstwem Niemców nad Węgrami w finale mistrzostw świata w Szwajcarii, w roku 1954. Węgrzy byli stuprocentowymi faworytami, do finału nie przegrali 32 kolejnych meczów, w eliminacjach pokonali Niemców 8:3, a mecz decydujący przegrali 2:3, prowadząc od ósmej minuty 2:0.
To się nie mieściło w głowie, ale dało się logicznie uzasadnić. Niemiecki trener Sepp Herberger przechytrzył przeciwników, wystawiając na finał inny skład. Adi Dassler pomógł Niemcom wynalazkiem wkręcanych kołków do butów, dzięki czemu zawodnicy nie ślizgali się na grząskim boisku. Ferens Puskas grał z niewyleczoną kontuzją, a Węgrzy zlekceważyli przeciwnika.
Porażkę trudno było zrozumieć i przeboleć. Kraje socjalistyczne potraktowały ją nie tylko w kategoriach sportowych, ale i ideologicznych. Pisano więc o opakowaniach po nieznanych medykamentach, które znaleziono w niemieckiej szatni i o wymiotujących po meczu Niemcach, wyraźnie sugerując, że stosowali środki niedozwolone. Kapitan Węgrów, major Ferenc Puskas, mówił wprost o dopingu, z czego zresztą po latach, pod groźbą procesu, się wycofał. Dowodów nie było.