Figa z Bawarii

Monachium nie chce igrzysk nie dlatego, że liczy pieniądze. ?Jeśli uważnie wczytamy się w komentarze niemieckiej prasy, lekcja z bawarskiego „nie” jest o wiele bardziej pouczająca.

Publikacja: 15.11.2013 16:00

Mirosław Żukowski

Mirosław Żukowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Opinia publiczna już nie daje się tak łatwo przekonać, że wraz z olimpijczykami z poręki MKOl spływają na wybrany region jakieś nadzwyczajne łaski. Wprost przeciwnie, zdaje się coraz bardziej wierzyć, że igrzyska to tylko biznes, a idea to mowa-trawa. I niczego nie zmienia fakt, że nowym bossem MKOl jest Niemiec Thomas Bach (dla niego olimpijski sceptycyzm rodaków to bolesny cios).

Gospodarni Bawarczycy nie mieliby zapewne nic przeciwko takiemu postawieniu sprawy, gdyby nie to, że interes jest dość jednostronny: gospodarz igrzysk coraz więcej płaci, a MKOl coraz więcej zarabia. Oczywiście dzieli się tymi pieniędzmi z narodowymi komitetami olimpijskimi, ale trudno zaprzeczyć, że żywią one przede wszystkim koncern z Lozanny.
Niechęć niemieckiej opinii publicznej wobec tych, którzy po staremu przekonują, że organizacja wielkiej imprezy sportowej to wciąż honor, ma korzenie nie tylko olimpijskie. Zimowe igrzyska i potem piłkarski mundial dla putinowskiej Rosji, kolejny mundial dla Kataru i fatalna atmosfera wokół tych decyzji też miały wpływ na to, że Bawarczycy pokazali figę, choć zapewne pamiętają, jakim wizerunkowym sukcesem nowych Niemiec były piłkarskie mistrzostwa świata 2006.

Zawodowy olimpizm nie może dłużej udawać, że święte księgi barona de Coubertina, które już dawno przestały obowiązywać na boisku, regulują jeszcze jakiekolwiek ważne dla sportu sprawy. Poważne niemieckie gazety posunęły się nawet do stwierdzenia, że MKOl jest organizacją równie anachroniczną jak Kościół katolicki i dlatego nie ma powodu, by organizację igrzysk traktować jako przywilej dany od sportowego boga.

Monachium zrezygnowało z ubiegania się o zimowe igrzyska w roku 2022, o które chce walczyć Kraków. Oczywiście pointa, że zamożna Bawaria nie chce tego, o co stara się dużo uboższa Małopolska, byłaby zbyt banalna. To jasne, że igrzyska w niemieckich Alpach nie są już dla tego regionu żadną szansą cywilizacyjną, dla Krakowa i Tatr – jak najbardziej. Ale ci, którzy używają tego argumentu, powinni pamiętać, kto zapłaci rachunek. Tor bobslejowy i lodowisko do curlingu to nie musi być koszt nowoczesnej zakopianki, szybkiej kolei do Krakowa i zniknięcia smogu znad stolicy polskich Tatr.

Argumenty o promocyjnej roli zimowych igrzysk też trzeba włożyć między bajki.
Turyn i Vancouver nie zanotowały żadnego wzmożenia turystycznego, a w przypadku Zakopanego może być jeszcze gorzej. Igrzyska spowodowałyby zimową marginalizację tego miasta, ponieważ zawody w narciarstwie alpejskim – jedynym sporcie, dzięki któremu można odzyskać część olimpijskich wydatków – odbywałyby się na Słowacji i to na drugą stronę Tatr popłynęłyby pieniądze narciarzy.

Z tych właśnie powodów bliżej mi do Bawarczyków niż pani poseł i bizneswoman z Tatr Jagny Marczułajtis, która przekonuje, że igrzyska u niej w domu to byłby dobry interes. Dla niej może tak, dla mnie raczej nie.

Niestety, jest już za późno, by o zdanie zapytać górali.

Opinia publiczna już nie daje się tak łatwo przekonać, że wraz z olimpijczykami z poręki MKOl spływają na wybrany region jakieś nadzwyczajne łaski. Wprost przeciwnie, zdaje się coraz bardziej wierzyć, że igrzyska to tylko biznes, a idea to mowa-trawa. I niczego nie zmienia fakt, że nowym bossem MKOl jest Niemiec Thomas Bach (dla niego olimpijski sceptycyzm rodaków to bolesny cios).

Gospodarni Bawarczycy nie mieliby zapewne nic przeciwko takiemu postawieniu sprawy, gdyby nie to, że interes jest dość jednostronny: gospodarz igrzysk coraz więcej płaci, a MKOl coraz więcej zarabia. Oczywiście dzieli się tymi pieniędzmi z narodowymi komitetami olimpijskimi, ale trudno zaprzeczyć, że żywią one przede wszystkim koncern z Lozanny.
Niechęć niemieckiej opinii publicznej wobec tych, którzy po staremu przekonują, że organizacja wielkiej imprezy sportowej to wciąż honor, ma korzenie nie tylko olimpijskie. Zimowe igrzyska i potem piłkarski mundial dla putinowskiej Rosji, kolejny mundial dla Kataru i fatalna atmosfera wokół tych decyzji też miały wpływ na to, że Bawarczycy pokazali figę, choć zapewne pamiętają, jakim wizerunkowym sukcesem nowych Niemiec były piłkarskie mistrzostwa świata 2006.

Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Sport
Zmarł Michał Dąbrowski, reprezentant Polski w szermierce na wózkach, medalista z Paryża
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska