Nie jest tak medialny jak Leo Messi i Cristiano Ronaldo, choć jego twarzy nie sposób zapomnieć. Twarzy człowieka doświadczonego przez los, ale nigdy się niepoddającego.
Ogromnej blizny na prawym policzku, ciągnącej się aż do skroni, nie ukrywa. To pamiątka z dzieciństwa, po samochodowym wypadku. Auto jego rodziców zderzyło się z ciężarówką. Nikt nie zginął, ale dwuletni Franck wyleciał na zewnątrz przez przednią szybę, założono mu ponad 100 szwów. Operacji plastycznej odmawiał, mimo że pieniędzy by mu nie zabrakło. Tak stał się najsłynniejszym piłkarzem z blizną.
Piekło Chemin-Vert
Jego idolem był od zawsze Zidane. – To wielki zawodnik, może nawet największy w historii. Chciałbym osiągnąć tyle, co on – powtarza. Tak jak Zizou, Ribery biegał za piłką po ulicach i dorastał w nieciekawym sąsiedztwie. Urodził się i wychował na przedmieściach Boulogne-sur-Mer, w ubogiej dzielnicy Chemin-Vert.
– Właściwie pochodzę z getta. W dzieciństwie przeszedłem przez piekło. Gdyby nie piłka, pewnie skończyłbym jak większość rówieśników: biedny i bezrobotny. Za każdym razem, kiedy wybieram się na zakupy, odżywają wspomnienia. Tego nie da się wymazać z pamięci, to część mojego życia. Trudne chwile ukształtowały mój charakter, stałem się silniejszy. Dzięki temu dziś nazywają mnie wojownikiem – opowiadał niedawno w rozmowie ze „Sport Bildem".
Do Boulogne wraca często, nigdy z pustymi rękami. Przywozi dzieciakom buty, koszulki i bilety na mecze. Daje nadzieję, że ktoś ich dostrzeże i pomoże się wyrwać do lepszego świata. Tak jak jemu próbował kiedyś pomóc Jean-Michel Vandamme. Dyrektor w akademii Lille. – Ma wspaniałą zdolność przewidywania wydarzeń na boisku. Myśli trzy razy szybciej niż inni. Jak wszyscy wielcy piłkarze – chwali Ribery'ego Vandamme.