Władimir Putin niemal oficjalnie oświadczył, że złoto hokeistów jest dla niego ważniejsze niż pierwsze miejsca w innych dyscyplinach.
Jak zdążyłem się zorientować, porażka Rosjan przez osoby starsze została przyjęta z radością, jaka towarzyszyła nam, kiedy przegrywał Związek Radziecki. Tego garbu chyba nigdy się nie pozbędziemy. Dla młodszych to już chyba nie ma znaczenia. Oni nie mają skrzywień historyczno-geopolitycznych. Może nawet większość na mecz Finlandia-Rosja nie zwróciłaby uwagi, gdyby nie to, że właśnie Putinowi zależało na zwycięstwie. A kiedy przegrywa przywódca imperium, które podnosi ceny za gaz, zatrzymuje na granicy polskie mięso, w żelaznym uścisku trzyma Ukrainę, to zawsze miło.
Finowie, podobnie jak Polacy, mają swoje historyczne porachunki z Rosjanami. Pewnie przy okazji takich meczów ożywa duch marszałka Carla Gustafa Mannerheima, który w wojnie zimowej 1939 i 1940 roku pogonił kota bolszewikom pragnącym zająć Finlandię jak kilka miesięcy wcześniej Polskę.
Dziennikarze lubią podkreślać, że walka na arenach sportowych jest przedłużeniem rywalizacji w innych dziedzinach. Czy rzeczywiście? Mogło tak być w czasach walki ustrojów. Sami Rosjanie mówili wtedy, że hokej najlepiej oddaje ich naturę, jest dowodem na umiejętność współdziałania, organizacji i poświęceń. Hokeiści tacy jak Charłamow, Firsow czy Pietrow byli więc wykorzystywani jako sztandary komunizmu. Kiedy oni zwyciężali, to tak, jakby nad gnijącym kapitalizmem zajaśniały czerwone gwiazdy z Wieży Troickiej Kremla.
Dziś tego świata już nie ma. Nowi Rosjanie, milionerzy z amerykańskiej NHL i rosyjskiej KHL należeli ?do faworytów turnieju hokejowego, ale przegrali, bo w żadnym meczu dla ojczyzny nie zagrali dobrze. Może dlatego, że wychowali się po rozpadzie ZSRR i myślą innymi kategoriami niż ich rodzice. ?Owieczkin wróci po igrzyskach do Waszyngtonu, a nie do Moskwy. I to jest ta zmiana, która sprawia, że wszystko jest inne, hokej też.