Pan Bóg nie miesza się do futbolu

Papież sport uprawiał i lubił go. Polscy sportowcy przeżyli wiele wspaniałych chwil podczas audiencji w Watykanie.

Aktualizacja: 26.04.2014 23:11 Publikacja: 26.04.2014 19:30

Piłkarze Cracovii i jej właściciel prof. Janusz Filipiak na audiencji u Jana Pawła II w styczniu 200

Piłkarze Cracovii i jej właściciel prof. Janusz Filipiak na audiencji u Jana Pawła II w styczniu 2005 r. Papież mówił o tym klubie „moja Cracovia”

Foto: PAP/EPA/ANSA

W Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie można zobaczyć stary kajak ze sklejki, którym Karol Wojtyła pływał po polskich rzekach i jeziorach. Pamiątki tych wypraw znajdują się też na Suwalszczyźnie i na Wdzie w Borach Tucholskich. To, że Karol Wojtyła jeździł na nartach po Tatrach, a jako głowa Kościoła lubił narciarskie wypady w Dolomity, też wiadomo.

W pierwszych miesiącach pontyfikatu poprosił o zbudowanie w Castel Gandolfo basenu, z którego często korzystał. Kochał góry, więc podczas pielgrzymek do Polski mógł zajrzeć do Doliny Chochołowskiej lub popatrzeć z Kasprowego na Halę Gąsienicową. Widział wtedy swoją młodość, a jego szczęście nie miało granic. Może nawet nie chciało mu się wracać do Rzymu.

Gdybym wiedział, że zajmiecie trzecie miejsce na świecie, tobym się za was modlił

Ale tam, na placu Świętego Piotra, w Sali Klementyńskiej, w auli swego imienia, w prywatnej kaplicy, bibliotece lub w Castel Gandolfo, przyjmował na audiencjach najlepszych sportowców świata. Przynosili mu w darze koszulki klubowe lub reprezentacyjne. Takie, w których grali, i te przygotowane specjalnie dla niego. Miały zwykle na plecach napisane w wielu językach słowa: Jan Paweł II i numer 1.

Msza na Camp Nou

Widziano w Ojcu Świętym autentycznego kibica, który mówi o sporcie z życzliwością, bo go lubi, a nie dlatego, że chce komuś zrobić nieszczerą przyjemność. Jako chłopiec Karol Wojtyła naprawdę grał w swoich Wadowicach w piłkę, najczęściej na bramce, o czym pisze w jego biografii ksiądz Mieczysław Maliński.

Podkreślał sympatię do Cracovii, mówiąc zawsze o niej „moja Cracovia". Wkrótce po wyborze na papieża Cracovia postanowiła więc uhonorować swojego największego kibica. Przyznała mu diamentową odznakę i legitymację członkowską numer 1. Ale to działo się jeszcze w czasach PRL. Jedni przyznali, a drudzy chcieli pojechać do Watykanu i wręczyć. Skończyło się tak, że Ojciec Święty otrzymał to wyróżnienie kilka lat później.

FC Barcelona poszła w innym kierunku. 7 listopada 1982 roku Jan Paweł II odprawiał mszę na stadionie Camp Nou. Z okazji tej wizyty prezydent FC Barcelona Josep Lluis Nunez wręczył papieżowi legitymację członkowską klubu. Został socio numer 91 522, co upoważniało go m.in. do wykupu karnetu z 20-procentową zniżką. Ale ten karnet i tak zawsze przysyłano mu do Watykanu przed rozpoczęciem sezonu.

Real Madryt nie chciał być w tyle, ale czekał na podobną okazję jeszcze 20 lat. W ramach obchodów swojego stulecia, we wrześniu 2002 roku 65-osobowa delegacja Realu została przyjęta przez Jana Pawła II w letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Z tej okazji prezydent Florentino Perez przyznał Ojcu Świętemu legitymację klubową numer 222 307 i wręczył pamiątkę, jaką na oficjalnych kolacjach otrzymują prezydenci klubów rywalizujących z Realem: model stadionu Santiago Bernabeu.

W tym spotkaniu wzięła udział cała drużyna Realu. Roberto Carlos powiedział wówczas: – 150 milionów Brazylijczyków oddałoby wszystko, aby znaleźć się na moim miejscu, blisko Ojca Świętego.

Nie mówcie, że wam życzę zwycięstwa nad Juventusem, bo mnie wyrzucą

Na ogół największe gwiazdy, przyciągające tłumy na stadiony, w obliczu papieskiego majestatu stawały się malutkie. Tym bardziej że Ojciec Święty nie śledził na bieżąco wyników, nie bardzo wiedział, kto jest kim. Kiedy więc na audiencję przybył skromny cichy chłopak z mamą i wręczał Janowi Pawłowi II dwie swoje koszulki, za jakie każdy kibic dałby się pokroić – Brazylii oraz Interu – usłyszał pytanie papieża: – A ty, synu, w co grasz? A to był Brazylijczyk Ronaldo, najlepszy wtedy piłkarz świata. I nie miał żadnej pretensji.

Niepocieszony Diego

Natomiast Diego Maradona miał. Z jednej strony uduchowiony, żegnający się przed wejściem na boisko jak połowa piłkarzy świata, z drugiej – arogant i egocentryk. Podobno przeżył bardzo audiencję u papieża, ale kiedy się zorientował, że otrzymał taki sam różaniec jak pozostali pielgrzymi, miał mu to za złe. Bo przecież jako ktoś wyjątkowy powinien dostać lepszy.

Nie wiem, co stało się z tymi wszystkimi koszulkami piłkarskimi i hokejowymi, rowerem od Lance'a Armstronga, rękawicami od Muhammada Alego, modelem samochodu Formuły 1 od Michaela Schumachera, Rubensa Barichello i prezesa Ferrari Luki di Montezemolo, setkami piłek, butów, nart, łyżew, ale gdyby Jan Paweł II chciał otworzyć w Watykanie muzeum sportu i turystyki, miałby zbiory wyjątkowe.

Papież wielokrotnie, przy różnych okazjach, mówił o pięknie sportu, jego sensie, ale też wypaczeniach i zagrożeniach. – Na sportowcach spoczywa wielka odpowiedzialność. Są powołani, by uczynić ze sportu okazję do współpracy i dialogu, przełamywać bariery językowe, rasowe i kulturowe, przyczyniać się do rozwoju cywilizacji miłości – mówił podczas niezwykłego spotkania, do jakiego doszło w roku 1984 na Stadionie Olimpijskim w Rzymie.

– To był mecz reprezentacji Włoch przeciw zagranicznym gwiazdom, występującym w lidze włoskiej – mówi „Rz" jego uczestnik, 91-krotny reprezentant Polski Władysław Żmuda. – Grałem wtedy w Hellas Werona, a na boisku jednym z moich partnerów w Drużynie Gwiazd był Michel Platini. Papież prosił, żebyśmy ładnie grali i szanowali się nawzajem. I żeby wynik był sprawiedliwy. No i tak wyszło, że mecz zakończył się remisem, bodajże 5:5. Ojciec Święty miał oglądać tylko pierwszą połowę, ale zmienił plany i został do końca. Na prywatnych audiencjach u Jana Pawła II byłem dziewięć razy. W tamtych latach panował taki zwyczaj, że jak jechało się do Rzymu na mecz z Romą, to pół roku wcześniej czyniono starania o audiencję w Watykanie. Za pierwszym razem papież myślał, że jestem emigrantem z Polski, ale powiedziałem, że pracuję we Włoszech jako piłkarz. – Aaa, to ty jesteś Żmuda – powiedział i od tej pory, po każdej audiencji na mnie jako rodaka Jana Pawła II spływało niezasłużone zainteresowanie kolegów i dziennikarzy. Ponieważ rozmawialiśmy po polsku, musiałem tłumaczyć każde papieskie słowo – mówi Żmuda.

Pierwszy raz w historii Kościoła zdarzyło się wtedy, że papież zajął miejsce na trybunie stadionu. Ani jego poprzednicy, ani następcy nie chodzili na mecze, choć wspominali o swoich sympatiach. Jan XXIII kibicował klubowi Atalanta z rodzinnego Bergamo, Benedykt XVI Bayernowi Monachium (oglądał jego mecze w telewizji), a Franciszek – San Lorenzo de Almagro. W roku 2000 Jan Paweł II ponownie pojawił się na Stadionie Olimpijskim w Rzymie, gdzie odbywały się podobne uroczystości jak 16 lat wcześniej. Powiedział wtedy: „Sport ujawnia nie tylko bogate możliwości fizyczne człowieka, ale także jego zdolności intelektualne i duchowe. Nie polega jedynie na sile fizycznej i wydolności mięśni, ale ma także duszę i dlatego musi w pełni ukazywać swe oblicze. Oto dlaczego prawdziwy sportowiec nie powinien dopuszczać do tego, aby kierowało nim wyłącznie obsesyjne dążenie do doskonałości fizycznej".

Widoczny Listkiewicz

W roku 2004 z inicjatywy Jana Pawła II powstał w Watykanie departament zajmujący się problematyką sportu, jako zjawiska interesującego miliardy ludzi na świecie. Wyraził wówczas nadzieję, że nowy departament będzie pracował na rzecz „promocji sportu jako części kultury i nieodłącznego elementu rozwoju człowieka w służbie pokoju i braterstwa".

Papież sam był jednoosobowym departamentem, pracującym na rzecz popularyzacji sportu. Na całym świecie zabiegano więc przynajmniej o jego błogosławieństwo. Przyjmował prezesów światowych związków sportowych na niemal takich samych zasadach jak głowy państw. Był u niego sternik FIFA Joao Havelange, a jego następca Sepp Blatter – wielokrotnie.

Przed piłkarskimi mistrzostwami świata w roku 1990 we Włoszech Ojciec Święty przyjął też grupę sędziów. – Zwrócono się do mnie z FIFA z prośbą o pomoc w zorganizowaniu audiencji – mówi „Rz" były prezes PZPN Michał Listkiewicz. – Zacząłem od spotkania w episkopacie, ale oczywiście FIFA wykorzystała swoje znacznie większe możliwości. Ostatecznie na audiencji w bibliotece papieskiej znalazło się ponad 40 osób, a ja każdą z nich przedstawiałem Ojcu Świętemu. To było dla mnie niezwykłe przeżycie. Na zakończenie Jan Paweł II powiedział w obecności władz FIFA coś w rodzaju: „wiem, że na tych mistrzostwach nie ma polskiej reprezentacji. Ale mam nadzieję, że chociaż polski sędzia będzie widoczny". No i tak się złożyło, że byłem na tamtym mundialu osiem razy sędzią liniowym, z meczem otwarcia, półfinałem i finałem włącznie. Coś takiego wcześniej ani później na mundialach się nie zdarzyło. Można powiedzieć, że papież mi w tym pomógł.

Eminencja Boniek

Oczywiście polskie ekipy sportowe były w okresie pontyfikatu Jana Pawła II traktowane w wyjątkowy sposób. A Zbigniew Boniek, grający w Juventusie i AS Roma, miał otwarte drzwi do Watykanu. Kiedyś na obiecaną audiencję przyjechali z Bydgoszczy jego rodzice. Ale okazało się, że Ojciec Święty wyjechał wcześniej na wypoczynek do Castel Gandolfo. Boniek zadzwonił, gdzie trzeba, i powiedziano mu, żeby rodzice byli rano w letniej rezydencji papieża. – Ojciec Święty zabrał ich na spacer po swoich ogrodach, długo rozmawiali, więc radość była jeszcze większa – opowiada Boniek.

Przedstawiciele polskiej kadry pojechali też przed mundialem w Hiszpanii (1982) do Watykanu, z prośbą o błogosławieństwo. Sytuacja była trudna, stan wojenny jeszcze trwał, a Polska nie mogła rozgrywać meczów międzypaństwowych. Papież oczywiście ich przyjął, ale powiedział: „Pan Bóg nie miesza się do piłki nożnej".

– Już po hiszpańskim mundialu poszedłem na audiencję razem ze wszystkimi piłkarzami Juventusu, wśród których było sześciu mistrzów świata, prezesem Fiata i klubu Giovannim Agnellim i częścią włoskiego rządu – opowiada Zbigniew Boniek. – W pewnym momencie papież spytał: gdzie jest Boniek? Wstałem stremowany z tylnego rzędu, a on powiedział, mrużąc oko: „Chłopcze, gdybym wiedział, że Polska zajmie trzecie miejsce, tobym się za was modlił".

Pierwszy raz Boniek spotkał się z papieżem w niecodziennych okolicznościach. W grudniu 1980 roku reprezentacja Polski udawała się na mecz eliminacyjny mistrzostw świata z Maltą. W wieczór poprzedzający odlot Józef Młynarczyk nadużył nieco alkoholu i na Okęciu zrobiono z tego aferę większą, niż wskazałby alkomat.

Zgodnie z planem reprezentacja miała lecieć na Maltę przez Rzym, gdzie zaplanowano audiencję. Za Młynarczykiem ujęli się jego koledzy: Zbigniew Boniek, Władysław Żmuda i Stanisław Terlecki, nazwani od razu przez prasę „bandą czworga". Ostatecznie polecieli wszyscy, ale tylko do Rzymu. Spotkali się z papieżem, zostali przez niego pobłogosławieni i wrócili do Polski, a ich miejsca w drużynie zajęli inni zawodnicy.

Przy okazji do Rzymu polecieli ludzie omijający kościół z daleka. Ale papież to papież. Pamiętam jednego pułkownika SB z tamtych czasów, działacza Gwardii Warszawa, który na co dzień na kościół pluł, ale kiedy przy okazji jednej z pielgrzymek Ojca Świętego do Polski, które zabezpieczał, otrzymał od niego różaniec, chwalił się nim niczym resortowym orderem. To było dla wielu ludzi władzy w tamtych latach dość typowe.

Pan Kazimierz też był

Na audiencjach papież przyjmował jeszcze nieraz reprezentacje Polski. Między innymi olimpijską w czasach, kiedy prezesem PZPN był Kazimierz Górski. Papież go wyściskał i przypomniał rok 1974, kiedy jak wszyscy przeżywał występ reprezentacji na mistrzostwach świata.

– Wręczałem wtedy Ojcu Świętemu piłkę z podpisami chłopaków – wspomina kapitan reprezentacji Jerzy Brzęczek (wujek Jakuba Błaszczykowskiego). – Ręce mi się trzęsły, bo to było wydarzenie nieporównywalne z żadnym innym. Otrzymaliśmy pisemne błogosławieństwa i różańce. Dla mnie to wszystko miało jeszcze jeden wymiar. Dwa miesiące później brałem ślub, więc potraktowałem błogosławieństwo jako życzenia na całe życie.

Kazimierz Górski dostał także różaniec, a jego małżonka pani Maria poleciała do Rzymu na pielgrzymkę i otrzymała od Ojca Świętego specjalne błogosławieństwo dla obydwojga małżonków. Wisiało on przez lata nad łóżkiem państwa Górskich w ich mieszkaniu w bloku przy ulicy Madalińskiego w Warszawie.

Ponieważ papież nie śledził wydarzeń w sporcie systematycznie, wszystkiego nie wiedział. Kiedy ukląkł przed nim Marek Citko, mówiąc, że gra w Widzewie Łódź, Jan Paweł II powiedział: „Łódź? Wiem, że w Łodzi był ŁKS".

Na audiencji była i Cracovia (dwukrotnie) oraz rywalizująca z nią Wisła. Audiencja dla Cracovii wiosną 2005 roku była ostatnią, jakiej udzielił ludziom sportu. Usłyszał wtedy melodię kolędy „Hej, maluśki, maluśki", ze słowami poświęconymi Cracovii.

Jednym z pierwszych polskich klubów przyjętych przez papieża była Lechia Gdańsk. Po zdobyciu w roku 1983 Pucharu Polski wylosowała Juventus i pojechała do Włoch. Klub z miasta kolebki „Solidarności" tuż po stanie wojennym budził zainteresowanie, a fakt, że piłkarzy i działaczy przyjmuje papież, to zainteresowanie wzmógł.

Bramkarz najważniejszy

Zespół ten nie miał szans na boisku, ale miał swoje pięć minut w Castel Gandolfo. Zresztą Jan Paweł II powiedział wprost: Bardzo się cieszę, że przyjechaliście do mnie z Gdańska, bo mnie nie pozwolono pojechać do was.

Szczególnie poczuł się Tadeusz Fajfer. – Kto u was jest bramkarzem – spytał Ojciec Święty, a pod występującym przed szereg Fajferem ugięły się nogi. Jan Paweł II wziął go za ramię i pamiętając swoje młodzieńcze doświadczenie z bramki w Wadowicach, powiedział: – Bramkarz jest w drużynie najważniejszy. Spoczywa na tobie wyjątkowa odpowiedzialność. Życzę wam zwycięstwa nad Juventusem, ale nie powtarzajcie tego głośno, bo mnie Włosi z Watykanu wyrzucą.

Kiedy dzieci piłkarzy Lechii szły do Pierwszej Komunii Świętej, miały na szyjach różańce od Jana Pawła II.

Na całym świecie wiele papieskich mszy odbywało się na stadionach. W roku 1983 miejscem jednej z nich był Stadion Dziesięciolecia w Warszawie. Na trybunach i boisku zebrało się wtedy 100 tysięcy osób, a wokół, na błoniach i w parku Skaryszewskim, jeszcze kilkaset tysięcy. W sumie prawdopodobnie nieco ponad milion. Było to największe zgromadzenie ludzi w historii stołecznego miasta.

Raz miałem okazję rozmawiać z naszym papieżem. W roku 1996 pojechałem do Rzymu na finał Ligi Mistrzów Juventus – Ajax. Zadzwoniłem do ojca Konrada Hejmo, który na placu Świętego Piotra przeprowadził mnie przez wszystkie bariery na miejsca zarezerwowane dla hiszpańskiego korpusu dyplomatycznego. 15 metrów od papieskiego tronu. Miałem cztery godziny na medytacje. Przed oczami stawali mi nieżyjący, ale patrzący z góry głęboko wierzący rodzice, myślałem nad swoją marnością i układałem sobie w głowie słowa, jakie wypowiem przed Ojcem Świętym.

Kiedy już przed nim stanąłem, najpierw odczułem dotyk niezwykle delikatnej dłoni, którą mi podawał, a potem zapomniałem języka. Papież spytał, kim jestem i co mnie sprowadza do Rzymu. Obok mnie stał inny dziennikarz z Polski, który trafił tam w podobnych okolicznościach jak ja. I to on miał odwagę odpowiedzieć i spytać papieża: Kto dzisiaj wygra?

Ojciec Święty popatrzył na niego i odpowiedział pytaniem, które sprowadziło nas na ziemię: „A kto gra?". Po czym dodał: „Jeśli jesteście dziennikarzami, to wy powinniście wiedzieć". A ksiądz Dziwisz chyba dopowiedział, a może mi się zdawało, coś w rodzaju, że tylko Duch Święty wie.

W Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie można zobaczyć stary kajak ze sklejki, którym Karol Wojtyła pływał po polskich rzekach i jeziorach. Pamiątki tych wypraw znajdują się też na Suwalszczyźnie i na Wdzie w Borach Tucholskich. To, że Karol Wojtyła jeździł na nartach po Tatrach, a jako głowa Kościoła lubił narciarskie wypady w Dolomity, też wiadomo.

W pierwszych miesiącach pontyfikatu poprosił o zbudowanie w Castel Gandolfo basenu, z którego często korzystał. Kochał góry, więc podczas pielgrzymek do Polski mógł zajrzeć do Doliny Chochołowskiej lub popatrzeć z Kasprowego na Halę Gąsienicową. Widział wtedy swoją młodość, a jego szczęście nie miało granic. Może nawet nie chciało mu się wracać do Rzymu.

Pozostało 95% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni