Majka do końca nie był pewien, czy Nibali nie odbierze mu białej koszulki w czerwone kropki. Pod Hautaucam – ostatnim podjeździe etapu i wyścigu – Włoch postanowił udowodnić, że jest najlepszy. Zaatakował, mijał po drodze wszystkich uciekinierów i samotnie mknął do mety. Praktycznie nie miał chwili słabości. Odniósł czwarte zwycięstwo etapowe, powiększył i tak już gigantyczną przewagę w klasyfikacji generalnej do siedmiu minut.
Za nim toczyła się walka o miejsca na podium, a Majka pilnował koszulki dla najlepszego górala. Polak musiał zająć co najmniej szóstą pozycję. W takim wypadku najlepszą obroną jest atak. 7 km przed metą Majka odjechał od głównej grupki. Był przez chwilę drugi, niecałą minutę za Nibalim. Nie był już jednak tak silny jak w środę, kiedy wygrał na Pla d'Adet.
– Dla mnie dziwne było, że w pewnym momencie Rafał sięgnął po batonik, tak jakby zabrakło mu paliwa. Źle obliczył swoje możliwości, bo rzadko się zdarza, że kolarze w takim momencie sięgają po zastrzyk energii. Tu chyba popełnił błąd, ale na szczęście bez większych konsekwencji – mówi „Rz" Zenon Jaskuła.
Majka dojechał w towarzystwie innych kolarzy – ostatecznie na trzecim miejscu. Wygra klasyfikację górską, w której wyprzedza Nibalego o 13 pkt, pod jednym warunkiem: że dojedzie do Paryża.
24-letni kolarz z Zegartowic jest pierwszym Polakiem, który wygrał dwa etapy w Wielkiej Pętli, pierwszym, który zwyciężył w jakiejkolwiek klasyfikacji wielkiego touru. – Ilu znakomitych kolarzy nie było w stanie ukończyć tego wyścigu? A ilu nie odniosło tak znaczącego zwycięstwa i nie dostąpiło zaszczytu dekoracji na Polach Elizejskich? To niezapomniane uczucie: stanąć na podium w takim miejscu. Wiem coś o tym – mówi Jaskuła, trzeci w Tour de France 1993.