Na tę pozycję złożył się geniusz kilku piłkarzy, pomysły trenerów i opieka państwa. Ci piłkarze to przede wszystkim Ferenc Puskas, Nandor Hidegkuti, Jozsef Bozsik, Zoltan Czibor, Sandor Kocsis i Gyula Grosics. Pięciu pozostałych to tylko „transport mebli”, jak mawiał sam Buzanszky. Mówiło się, że to jest zespół Gustava Sebesa. Ale on go tylko firmował. Był bardziej organizatorem (miał nawet tytuł wiceministra) niż trenerem. Razem z nim pracowała grupa prawdziwych trenerów, głowiących się nad taktyką. Wspólnie uznali, że obowiązujący od początku lat trzydziestych w świecie angielski system ustawienia zawodników na boisku (tzw WM) jest anachroniczny. Środkowego napastnika cofnęli do linii pomocy a pomocnika do obrony. Pojechali tak w roku 1953 na Wembley i w tzw. meczu stulecia pokonali Anglię 6:3. To była supersensacja światowa. Brazylijscy trenerzy, którzy kilka lat później opracowali system 4-2-4, wzorowali się na Węgrach.
Opieka państwa wynikała z konieczności pokazania światu, że system komunistyczny sprawdza się w każdej dziedzinie więc także i w sporcie. Najlepszych piłkarzy przeniesiono z ich klubów do wojskowego Honvedu, który stał się niemal równoznaczny z reprezentacją. Niczego im tam nie brakowało. W roku 1952 Węgrzy zostali mistrzami olimpijskimi, na mistrzostwa świata do Szwajcarii jechali dwa lata później jako stuprocentowi faworyci. Po trzech latach zwycięstw przegrali dopiero w finale z Niemcami. Dla nich to było ważne zwycięstwo dziewięć lat po przegranej wojnie. Dla Węgrów to koniec. Do tej traumy doszła wkrótce tragedia węgierskiej rewolucji, emigracji do Hiszpanii Puskasa, Czibora i Kocsisa.
Buzanszky został w kraju. Był prawym obrońcą i jedynym zawodnikiem, mieszkającym i grającym poza Budapesztem, w Dorog koło Esztergom. Przez wiele lat pracował tam cztery godziny dziennie jako dyrektor działu kadr kopalni. Oprócz pensji dawało mu to roczny przydział węgla w wysokości pięciu i pół tony, który można było zamienić na forinty.
Pół roku temu odszedł bramkarz Gyula Grosics. Obydwaj byli ostatnimi strażnikami pamięci „Złotej Jedenastki”, opowiadali o niej jeżdżąc po całym świecie. W Budapeszcie żegnali nad trumnami kolejnych kolegów. Rok przed śmiercią Buzanszky dowiedział się, że w roku 1954 niemieccy piłkarze stosowali taki sam doping jak czołgiści Wehrmachtu i piloci Luftwaffe. Być może to właśnie pomogło im pokonać Węgrów w finale. Pozostała też druga satysfakcja. Z 49 meczów reprezentacji, w których grał Buzanszky Węgry przegrały tylko trzy.