Nie ulega wątpliwości, że pod względem igrania z losem Legia znajduje się w czołówce europejskich klubów. Jej kibice zostawiają po sobie złą pamięć wszędzie tam, gdzie Legia gra. W Wilnie, Wiedniu, Lokeren, w sklepach i na stacjach benzynowych, gdzie zapominają uregulować rachunków. Ta pamięć łączy się z wizerunkiem polskiego kibica, z piwem w ręku, rozebranego do pasa, demonstrującego nadwagę i tatuaże. Kiedy gra reprezentacja i taki kibic wyje hymn narodowy, staje się wtedy polskim patriotą, hołubionym przez prawicowych polityków.
Niech się każdy ubiera na mecz jak chce i zachowuje jak chce, pod warunkiem, że nie narusza to norm, przepisów, nie przeszkadza innym i nie powoduje kar, dotykających wszystkich, a nie tylko sprawców. Kilkadziesiąt tysięcy warszawiaków chciałoby obejrzeć Ajax na Łazienkowskiej, ale nie może, bo kilkadziesiąt osób nie potrafiło się zachować w Lokeren i UEFA nałożyła karę za rasistowskie okrzyki i gesty.
Takie kary to odpowiedzialność zbiorowa, z gruntu niesprawiedliwa. UEFA wychodzi jednak z założenia, ze kluby same powinny wychowywać kibiców i mieć wpływ na ich zachowanie. W przypadku Legii jest to akurat trudne. Skoro przywódca legijnej ekstremy jest traktowany przez prezesa klubu jak VIP, to dla pozostałych wystarczający sygnał, że mogą wszystko i włos im z głowy nie spadnie.