Mecz odbył się w Berlinie, ale nie na Stadionie Olimpijskim, tylko na mniejszym Friedrich - Ludwig - Jahn - Sportpark. Przez kilka lat finały kobiet odbywały się dwa dni przed finałami mężczyzn Ligi Mistrzów, więc wielu kibiców i dziennikarzy mogło za jednym zamachem obejrzeć dwa mecze. Teraz UEFA postanowiła to zmienić i to chyba niedobrze dla popularyzacji damskiej wersji futbolu.

Te rozgrywki odbywają się od początku XXI wieku a pod nazwą Liga Mistrzyń od sezonu 2009/10. Mają wielu kibiców, bo w Niemczech, we Francji, na Wyspach Brytyjskich i w Szwecji futbol kobiecy jest bardzo popularny. Finał w Berlinie nie przysporzył jednak tej dyscyplinie nowych zwolenników. FFC Frankfurt, choć bardzoa utytułowany, i PSG nie są w tym sezonie najlepsze nawet w swoich krajach. Niemki miały w pierwszej połowie dużą przewagę, zdobyły bramkę i wydawało się, że bez problemów wbiją kolejne. Francuzki oddały pierwszy strzał dopiero po pół godzinie gry. Ale trzeci przyniósł im wyrównanie. W drugiej połowie oglądaliśmy kopaninę, w której trudno się było doszukać jakiejś myśli ani nacieszyć oczy jakimiś efektownymi zagraniami. Niemki strzeliły na 2:1 w doliczonym czasie i wygrały. One płakały z radości a Francuzki z żalu.

Nie jestem może zbyt łaskawy w tych opiniach, ale same piłkarki chcą, żeby je traktować tak samo, jak mężczyzn, kopiących piłkę. Miliony dziewcząt na całym świecie uprawiają futbol a w wykonaniu najlepszych jest on nie mniej atrakcyjny niż męski. Kiedy grają reprezentacje Stanów Zjednoczonych, Japonii, Niemiec a w następnej kolejności Brazylii, Chin, Anglii czy Francji to trudno odejść od telewizora. Z niektórymi finałami Ligi Mistrzyń było podobnie. Dziewczyny z Olympique Lyon, VfL Wolsburg, Turbine Poczdam (to są najlepsze kluby, pełne zawodniczek z zagranicy) rozgrywały w ostatnich latach między sobą finały, stojące na wysokim poziomie. Ten w Berlinie był słabszy, ale to się zdarza. Ciekawy sport, pod warunkiem, że nie będziemy do niego przykładali miarki z Gran Derbi i Premier League. Jest równie ciekawy jak mecze Agnieszki Radwańskiej, sióstr Williams, Caroliny Woźniackiej czy Marii Szarapowej, pod warunkiem, że walczą między sobą. One przecież nigdy nie wygrają z Novakiem Djokoviciem, Andym Murrayem, Rafaelem Nadalem i Rogerem Federerem. Nikt tego od nich nie oczekuje.