Reprezentanci Polski z Baku wracają z 20 medalami. Złoto wywalczyły kajakarka Marta Walczykiewicz (K1 200) i szablistka Angelika Wątor. Poza tym Polacy przywieźli do domu osiem srebrnych i dziesięć brązowych medali.
Rezultat całkiem dobry. Jednak gratulując sportowcom sukcesów, trzeba na chwilę odłożyć na bok emocje i spojrzeć, ile tak naprawdę te medale są warte.
W Baku ponad 6 tysięcy zawodników rywalizowało w 20 dyscyplinach. W tym dwóch nieolimpijskich (rosyjska sztuka walki sambo, na rzecz której lobbował Władimir Putin, oraz karate), a także dwóch olimpijskich w nieolimpijskich formach (koszykówka trzyosobowa i piłka nożna plażowa). By podnieść rangę igrzysk europejskich, zdecydowano, że w 12 konkurencjach będzie można przy okazji wywalczyć kwalifikację do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro (łucznictwo, boks, lekkoatletyka, kolarstwo, judo, strzelectwo, pływanie, tenis stołowy, taekwondo, triathlon, siatkówka, zapasy). Ale to wcale nie oznaczało, że gwiazdy światowego sportu tłumnie przyjeżdżały do stolicy Azerbejdżanu.
Wiele federacji traktowało igrzyska jak zło konieczne. Międzynarodowa Federacja Zapaśnicza zdecydowała się na udział w igrzyskach europejskich dopiero wtedy, gdy w oczy zajrzało jej widmo wykluczenia z igrzysk olimpijskich. Federacje lekkoatletyczna i pływacka podkreślały, że ich terminarze są już maksymalnie wypełnione i nie ma możliwości, by którykolwiek znaczący zawodnik zechciał wystartować w azerskich zawodach. Wypracowano kompromis. Zmagania pływaków odbyły się jako juniorskie mistrzostwa Europy, a w rywalizacji lekkoatletów wystartowali uczestnicy Drużynowych Mistrzostw Europy 2015 III ligi.
W innych dyscyplinach nie było lepiej. W Baku występowali przede wszystkim sportowcy, którzy jeszcze nie zdołali zakwalifikować się do Rio. Tylko Rosja (164 medale, pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej) i Azerbejdżan (56 medali, drugie miejsce) potraktowały tę sprawę prestiżowo i poważnie. Dla innych były to ćwiczenia rezerwy.