Zastanawiałem się dlaczego. Wisła jest jedną z dwóch drużyn, które jeszcze nie poniosły porażki, gra na miarę swoich możliwości a może nawet lepiej. Moskal robi co może i w warunkach jakie teraz ma Wisła, odbiegających znacznie od tych sprzed kilku lat, wywiązuje się z pracy dobrze. W podobnej sytuacji jest w Lechii Jerzy Brzęczek. Tam z kolei klub, rządzony przez agentów piłkarzy sprawia wrażenie ciągłej prowizorki, w której mecze stanowią dodatek do transferów. Dla trenera to, delikatnie mówiąc, nie jest sytuacja komfortowa. Oceniając pracę trenera, chwaląc go po pierwszym meczu (w czasach korupcji działacze kupowali nowemu trenerowi pierwszy mecz, aby uzasadnić trafność swojej decyzji o zwolnieniu starego) a zwłaszcza rzucając pod jego adresem oskarżenia, warto wziąć pod uwagę warunki, w jakich pracuje.
Nie przyjmuję trenerów do pracy ani ich nie zwalniam, ale gdybym to robił, na niektórych w ogóle bym nie spojrzał. Trenerzy K. i M., choćby nawet wykazywali się talentem i skutecznością Jose Mourinho i Pepa Guardioli, nie zyskaliby mojej akceptacji ze względów higienicznych. Trener firmuje i to on jest twarzą sukcesu lub porażki, ale czasami mogłoby go w ogóle nie być. Był taki trener, powszechnie lubiany, który w drodze na mecz przesadził z trunkami na tyle, że usnął. Wyrozumiali zawodnicy nie chcieli go budzić, więc przekimał w autokarze. Dwie godziny później obudzili go jednak radosną nowiną, że właśnie wygrał mecz.
Prawdziwą pracę odwalają trenerzy, którzy albo składu nie mają, albo klub pozbywa się czołowego gracza a trener musi go szybko zastąpić. Coś takiego spotkało właśnie Marcina Brosza w Koronie. Znalezienie następcy Piotra Malarczyka, obrońcy, na którym opierała się gra w defensywie i zawodnika bardzo w Kielcach lubianego nie będzie proste. Przy Broszu Henning Berg to trener bez trosk.