Rzeczpospolita: W świecie brydża sportowego zawrzało, gdy światło dzienne ujrzały liczne oszustwa graczy. W innej odmianie brydża, brydżu towarzyskim, oszustwa, nawet jeśli się zdarzają, to jednak nie mają tak dużego znaczenia. Jakie inne różnice między tymi dwiema odmianami brydża pani dostrzega?
Renata Dancewicz: W brydżu domowym, czyli towarzyskim, bardzo ważnym czynnikiem jest szczęście. Po prostu kiedy idzie karta, to się wygrywa. W brydżu sportowym element szczęścia jest zredukowany do minimum. Tu liczą się umiejętności, systemy gry, obrona, wistowanie, przeszkadzanie przeciwnikom. Brydż sportowy jest bardziej matematyczny, statystyczny, bardziej brany na poważnie. Tutaj już nie chodzi o przyjemność czy namiętność – bo występują one również w brydżu towarzyskim – tylko o umiejętność gry w karty, czyli o zdolność myślenia, wyciągania wniosków, planowania itd.
Wspomniała pani o systemach gry. Czym one są?
Systemami porozumiewania się, wymiany informacji między partnerami, dzięki którym podczas tzw. licytacji, kluczowej fazy gry, mogą oni osiągnąć optymalny kontrakt, czyli stawkę, o jaką toczy się gra. Trzeba dodać, że podczas licytacji gracze niekiedy starają się przeszkodzić w licytacji parze rywali – faulują, podają nieprawdziwe informacje. A przecież kiedy przeciwnik zapyta mnie, co mój partner ma na myśli, dając mi dany znak, to ja jestem zobligowana do wyjaśnienia, co w naszym systemie gry ten znak oznacza. Ponadto do licytacji przeznaczone są specjalne pudełka, z których wyjmuje się kartoniki z różnymi oznaczeniami, a następnie układa na specjalnej desce i przesuwa w stronę partnera. A to dlatego, że w brydżu sportowym unika się mówienia, bo tonem można zasugerować coś partnerowi. Wyraźną różnicę dostrzec możemy również w otoczce gry.
To znaczy?