Mogłoby się wydawać, że nie ma powodów do radości, a jednak Polak na mecie odcinka specjalnego tryskał optymizmem. – Byłem pewien, że czołówka odjechała mi na 25 minut, a tutaj okazało się, że strata jest naprawdę niewielka – tłumaczył z uśmiechem.
Po odwołaniu pierwszego etapu, zawodnicy na trasę drugiego, skróconego odcinka specjalnego wyjechali w kolejności, jaką ustalił prolog. To oznaczało, że Rafał Sonik będzie mieć przed sobą 13 rywali na quadach oraz bardzo wielu motocyklistów, których będzie musiał wyprzedzać. – Jechałem chyba 30 km za Keesem Koolenem, a potem Danielem Mazzucco. Kurzyli straszliwie, a ja obiecałem sobie, że nie będę robić niczego głupiego i zachowam maksymalnie szeroki margines bezpieczeństwa. Mimo to wyprzedziłem chyba ośmiu quadowców i dwa razy tyle motocyklistów. Ci ostatni mijali mnie na prostych, ale potem zostawali w tyle na krętych odcinkach trasy – relacjonował krakowianin.