Podała bardzo mocne tempo rywalkom i po trzech kilometrach na przedzie pędziła po mokrym śniegu mocna klasyczna czwórka: Polka, Norweżka, Finka, Szwedka. Na stadionie, w strefie zmian, już tak pięknie nie było, bo Kowalczyk dobiegła do Eweliny Marcisz trzecia, niespełna osiem sekund za norweską mistrzynią sprintu Fallą i długość nart za trochę zapomnianą Finką Aino-Kaisą Sarinen, ale ważne było to, że duży kawał drogi za plecami pani Justyny biegły dziewczyny z USA, Rosji, Niemiec i Szwajcarii, czyli te, które mogły zabrać stypendium i inne korzyści z zawodowym narciarkom w Polsce.
Dziennikarzom przy mecie nie było jednak dane poznać opinii najlepszej z Polek na temat ostatniego wysiłku w Lahti (może w ogóle w narciarskich mistrzostwach świata, choć są głosy, że ciąg dalszy w Seefeld ’2019 może jednak nastąpić), gdyż Justyna Kowalczyk błyskawicznie zniknęła wszystkim z oczu zostawiając reporterom domysły: poszła na kontrolę dopingową czy pomknęła samolotem do Szklarskiej Poręby. Stawiano raczej na samolot.
Panna Ewelina, potem Kornelia Kubińska i Martyna Galewicz dostały jednak sporo ponad minutę zapasu nad dziewiątą sztafetą (słusznie obstawiano, że będą to Włoszki) i choć straciły zaraz miejsce na ekranach telewizyjnych i spadały w klasyfikacji, to wyniki na monitorze potwierdzały, że spadek jest w miarę bezpieczny.
Za metą mówiły to, co się mówi w takiej sytuacji: że dziękują za wysiłek Justynie, że cieszą się, że dały tyle ile mogły, że wiedzą o swych słabościach, ale mają odrobinę nadziei na więcej. Najwięcej szczerości zabrzmiało w słowach Kornelii Kubińskiej. – Wiadomo, że zaczynamy od zera. To nie jest sztafeta z Soczi i Falun. Teraz trzeba walczyć o przetrwanie. W naszym przypadku oznacza to zdobycie stypendium. Mam rodzinę i ponad 30 lat, więc tym bardziej nie mogę myśleć o charytatywnym bieganiu. W ten sposób zarabiam na utrzymanie – mówiła biegaczka.
– Denerwowałam się, także dlatego, że przejmowałam sztafetę od Justyny Kowalczyk i nawet poczułam dodatkowy strach przed jej dotykiem, bo to właśnie ja, jakby symbolicznie przejmuję teraz wielkie zadania od niej. To będzie przecież bardzo trudne, ale może do igrzysk odbuduję się i odzyskam siłę sprzed kontuzji – dodała Ewelina Marcisz.
Fińscy meteorolodzy, których pracę śledziliśmy pilnie przede wszystkim z powodu wieczornego konkursu skoków, zapowiedzieli zachmurzenie duże, wiatry słabe, temperaturę +2 stopnie, opadów raczej mało i tak właśnie było. Norweżki, niezależnie od opinii na temat źródeł ich mocy, nie mają w Lahti żadnych kłopotów ze smarowaniem nart ani kondycją.