Mecz z czołową egipską drużyną al Ahli wygrała 3:1 drużyna al Masry. Kibice kairskiego al Ahli rozwinęli transparent, na którym znieważyli Port Said, a właśnie w tym mieście ma siedzibę al Masry. Fani tej ostatniej wybiegli na murawę stadionu. Zaczął się pościg za zawodnikami al Ahli, a potem także za ich kibicami. Rzucano w nich kamieniami i butelkami. Ofiary śmiertelne to przede wszystkim ludzie zaduszeni przez szalejący tłum oraz ci, którzy spadli z trybun. Wśród rannych około 150 było w stanie krytycznym.
Piłkarze ukryli się w szatni. Usiłował ich chronić niewielki oddział policji. Zawodnikom udało się wydostać ze stadionu śmigłowcami przysłanymi przez wojsko na rozkaz marszałka Mohammeda Husseina Tantawiego, szefa rządzącej krajem rady wojskowej. Śmigłowce ewakuowały też część rannych.
„To nie jest piłka nożna. To wojna, widzimy ludzi, którzy umierają. Nie ma sił porządkowych, nie ma karetek. To straszna sytuacja i nigdy jej nie zapomnę" – cytowała lokalna telewizja klubu Ahli słowa jednego z piłkarzy, Mohameda Aboutriki.
Do Port Saidu wyruszyły karetki pogotowia z innych miast położonych koło Kanału Sueskiego.
Wczoraj zapowiedziano nadzwyczajne posiedzenie parlamentu. – To największa tragedia w historii Egiptu – mówił Heszam Szeicha, wiceminister zdrowia. Śledztwo wszczęła prokuratura. Jak powiedział Adel Sajed, rzecznik prokuratora generalnego, śledczy od razu rozpoczęli przesłuchania w szpitalach.