„Idealnym butem futbalowym byłby właściwie zwykły, dobrze dopasowany do nogi bucik uliczny; zazwyczaj jest on sporządzony z elastycznej, cienkiej skóry, tak że nie odbiera «czucia w nodze». Niestety przedstawia on tę wielką niedogodność, że jest za mało trwały. Jeden jedyny niedobrze wycelowany rzut lotny może go obrócić na nice; trzeba przeto rozejrzeć się za również «czułem», ale bardziej odpornem obuwiem.
Wytrawny gracz poszukuje tylko butów jak najpodobniejszych do zwykłych ulicznych. Wybiera on skórę, która się całkiem nie rozciąga lub przynajmniej bardzo mało, gdyż bucik powinien jak najdokładniej przylegać do nogi, przyczem kolor jest rzeczą obojętną. Buty futbalowe nie powinnyby nigdy być nowe, tj. takie, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni i nie powinny również psuć «czucia» w nodze. Oba te cele osiąga się najlepiej w ten sposób, że się je nosi najprzód (bez kołków itp.) jako zwykłe buty uliczne i zaczyna się w nich grać dopiero po takiem przygotowaniu, trwającem około 4 tygodni. But futbalowy wymaga troskliwej opieki; dla utrzymania elastyczności skóry winien być zawsze dobrze smarowany tłuszczem i o ile możności czyszczony jeszcze w dniu zawodów. W Anglji wielu graczy posługuje się trzewikami robionemi na miarę, ale i wiele gatunków gotowych, wyrabianych hurtownie, odpowiada całkiem dobrze swemu zadaniu. Ponieważ nie tylko rozmiar ich, ale i kształt musi być możliwie dobrze dopasowany do nogi, więc nie można wydać ogólnego sądu, która marka jest lepsza od innych".
Tak w roku 1926, w wydanej przez Ossolineum książce „Sztuka gry w piłkę nożną" pisze o butach piłkarskich dr Jan Weyssenhoff, powołując się przy okazji na specjalistów angielskich. Weyssenhoff też był fachowcem. Wprawdzie tytuł doktorski uzyskał z teorii kwantów, był profesorem uczelni w Krakowie, Wilnie i we Lwowie, ale grał w piłkę na poziomie ligowym. Zresztą, jak wspomina w swoich pamiętnikach reprezentant Polski Jerzy Bułanow, Weyssenhoff grał brutalnie. Kiedy już wyszedł na boisko, to uzbrojonej w mocny but nogi nie cofał.
Wiosna roku 2011. Na treningu Realu Madryt w ośrodku Valdebebas z piłką szarżuje Karim Benzema. Jerzy Dudek wybiega z bramki, dochodzi do zderzenia. Piłkarzom nic się nie stało, ale Francuzowi pękł but. Rozdarł się na długości kilku centymetrów. Benzema zdjął obydwa i odrzucił za boisko. Magazynier przyniósł mu natychmiast nową parę takich samych, żółtych adidasów F50. Na jednym boku miały napis BENZ, na drugim kółeczko w barwach francuskiej flagi.
Najlepsi piłkarze świata noszą buty ze swoim stałym numerem z koszulki, nazwiskiem, pseudonimem, imionami dzieci, żon, dziewczyn. O to dba firma, która podpisała z graczem umowę. Nie muszą czekać miesiąca, żeby ułożyły im się na nodze, nie dbają o nie, nie muszą pastować, bo dziś takie buty szyje się przede wszystkim z tworzyw sztucznych. Ważą tyle co batonik. Te, które wyrzucił Benzema, można kupić w każdym większym sklepie Adidasa na świecie. W Polsce kosztują tysiąc złotych. Jerzy Dudek je wziął, kazał koledze podpisać i przywiózł do muzeum w Polsce.