Buty warte tysiące, na nogach wartych miliony

Można grać w byle jakich spodenkach i koszulce. Ale bez dobrych butów z kołkami się nie da

Aktualizacja: 24.12.2012 20:55 Publikacja: 24.12.2012 16:00

Buty warte tysiące, na nogach wartych miliony

Foto: materiały prasowe

„Idealnym butem futbalowym byłby właściwie zwykły, dobrze dopasowany do nogi bucik uliczny; zazwyczaj jest on sporządzony z elastycznej, cienkiej skóry, tak że nie odbiera «czucia w nodze». Niestety przedstawia on tę wielką niedogodność, że jest za mało trwały. Jeden jedyny niedobrze wycelowany rzut lotny może go obrócić na nice; trzeba przeto rozejrzeć się za również «czułem», ale bardziej odpornem obuwiem.

Wytrawny gracz poszukuje tylko butów jak najpodobniejszych do zwykłych ulicznych. Wybiera on skórę, która się całkiem nie rozciąga lub przynajmniej bardzo mało, gdyż bucik powinien jak najdokładniej przylegać do nogi, przyczem kolor jest rzeczą obojętną.  Buty futbalowe nie powinnyby nigdy być nowe, tj. takie, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni i nie powinny również psuć «czucia» w nodze. Oba te cele osiąga się najlepiej w ten sposób, że się je nosi najprzód (bez kołków itp.) jako zwykłe buty uliczne i zaczyna się w nich grać dopiero po takiem przygotowaniu, trwającem około 4 tygodni. But futbalowy wymaga troskliwej opieki; dla utrzymania elastyczności skóry winien być zawsze dobrze smarowany tłuszczem i o ile możności czyszczony jeszcze w dniu zawodów. W Anglji wielu graczy  posługuje się trzewikami robionemi na miarę, ale i wiele gatunków gotowych, wyrabianych hurtownie, odpowiada całkiem dobrze swemu zadaniu. Ponieważ nie tylko rozmiar ich, ale i kształt musi być możliwie dobrze dopasowany do nogi, więc nie można wydać ogólnego sądu, która marka jest lepsza od innych".

Tak w roku 1926, w wydanej przez Ossolineum książce „Sztuka gry w piłkę nożną" pisze o butach piłkarskich dr Jan Weyssenhoff, powołując się przy okazji na specjalistów angielskich. Weyssenhoff też był fachowcem. Wprawdzie tytuł doktorski uzyskał z teorii kwantów, był profesorem uczelni w Krakowie, Wilnie i we Lwowie, ale grał w piłkę na poziomie ligowym. Zresztą, jak wspomina w swoich pamiętnikach reprezentant Polski Jerzy Bułanow, Weyssenhoff grał brutalnie. Kiedy już wyszedł na boisko, to uzbrojonej w mocny but nogi nie cofał.

Wiosna roku 2011. Na treningu Realu Madryt w ośrodku Valdebebas z piłką szarżuje Karim Benzema. Jerzy Dudek wybiega z bramki, dochodzi do zderzenia. Piłkarzom nic się nie stało, ale Francuzowi pękł but. Rozdarł się na długości kilku centymetrów. Benzema zdjął obydwa i odrzucił za boisko. Magazynier przyniósł mu natychmiast nową parę takich samych, żółtych adidasów F50. Na jednym boku miały napis BENZ, na drugim kółeczko w barwach francuskiej flagi.

Najlepsi piłkarze świata noszą buty ze swoim stałym numerem z koszulki, nazwiskiem, pseudonimem, imionami dzieci, żon, dziewczyn. O to dba firma, która podpisała z graczem umowę. Nie muszą czekać miesiąca, żeby ułożyły im się na nodze, nie dbają o nie, nie muszą pastować, bo dziś takie buty szyje się przede wszystkim z tworzyw sztucznych. Ważą tyle co batonik. Te, które wyrzucił Benzema, można kupić w każdym większym sklepie Adidasa na świecie. W Polsce kosztują tysiąc złotych. Jerzy Dudek je wziął, kazał koledze podpisać i przywiózł do muzeum w Polsce.

Angielska klasyka

W wydanym ostatnio przez Ośrodek Karta albumie „Sport w przedwojennej Warszawie" znajduje się reprodukcja ulotki reklamowej sklepu Fryderyka Mandla na ulicy Wareckiej 6. Ilustruje ją but piłkarski z wysoką cholewką, skórzanymi kołkami na podeszwie, sztywnym, mocnym czubem, którym można zrobić krzywdę, jeśli nie trafiło się w piłkę, tylko w nogę. But wyprodukowała firma Williama Shillcocka z Birmingham, jedna z wielu, jakie od narodzin futbolu w drugiej połowie XIX wieku szyła w Anglii buty piłkarskie. Żadna z nich nie przetrwała na rynku. Bodaj najstarszy z istniejących producentów sprzętu sportowego w Anglii, założona w roku 1879 firma Bukta, nie robiła butów w ogóle. Szyła natomiast koszulki dla graczy Nottingham Forest i szorty dla żołnierzy walczących w Wojnie Burskiej.

Inny ważny angielski producent – Umbro (zał. 1924), ubierający wiele klubów i drużyn narodowych, z reprezentacją Anglii włącznie, zaczął wytwarzać buty piłkarskie dopiero w połowie lat 80. XX wieku. Co ciekawe, na głównego agenta reklamowego wybrał Pelego, który nie grał już od kilkunastu lat, ale wzbudzał wciąż wielkie zainteresowanie.

Pele daje nazwisko

Umbro, mające swoją siedzibę w Wilmslow pod Manchesterem (tam mieszkał Kazimierz Deyna, a teraz domy mają piłkarze Manchesteru Utd. i Alex Ferguson), w dużym stopniu dzięki Pelemu, umocniło swoją pozycję. W koszulkach tej firmy Brazylia zdobyła mistrzostwo świata w  roku 1994, a buty Umbro zakładali m.in. Michael Owen i Alan Shearer. Miał je na nogach Roberto Carlos, kiedy strzelił dla Brazylii w meczu z Francją jedną z najsłynniejszych bramek w historii futbolu (z rzutu wolnego).

Aż do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku nie miało większego znaczenia, kto w jakich butach gra. Nie było na nich żadnych zewnętrznych oznaczeń ani znaków fabrycznych. Przełom nastąpił podczas mistrzostw świata w Szwajcarii, w roku 1954. Od pięciu lat istniały już wtedy dwie firmy, które zrewolucjonizowały rynek sprzętu sportowego na świecie. Bracia Adolf i Rudolf Dasslerowie mieszkali w bawarskim miasteczku Herzogenaurach, niedaleko Norymbergi i wspólnie szyli buty dla sportowców (m.in. dla Jesse Owensa na igrzyska w Berlinie – zdobył w nich cztery złote medale olimpijskie). W roku 1948 poróżnili się. Adolf (1900–1978)  założył przedsiębiorstwo Adidas (nazwa od pierwszych liter imienia i nazwiska), a Rudolf (1898–1974) powołał do życia firmę o nazwie Ruda, którą zmienił wkrótce na Puma.

Pomysł Adiego Dasslera pomógł Niemcom zdobyć  w 1954 roku tytuł mistrza świata

Adi miał świetne kontakty z trenerem reprezentacji RFN  Seppem Herbergerem. Nie tylko dostarczał buty jego piłkarzom, ale jako osoba zaufana siadywał na ławce obok trenera podczas meczów.

Cytowany na wstępie Jan Weyssenhoff pisze, że przed wojną, na wyposażeniu każdego klubu powinno być „żelazne kopyto", a na wszelki wypadek należało je zabrać, udając się z wizytą na mecz. Wkładało się tam buty, a na umieszczonych na ich podeszwach skórzanych paskach nabijano także skórzane kołki, pomagające w utrzymaniu równowagi, zwłaszcza na grząskim i mokrym boisku.

Adi Dassler wymyślił coś lepszego. Na podeszwach butów umieścił tulejki, w które kombinerkami wkręcał skórzane kołki na gwincie. Dwa na pięcie i cztery w przedniej części stopy. To przez lata będzie klasyczny układ kołków w butach piłkarskich niemal wszystkich producentów świata. Ponieważ w dniu finału Niemcy–Węgry boisko w Bernie było grząskie, Dassler wkręcił w obuwie piłkarzy najdłuższe kołki. Węgrzy grali w butach tradycyjnych, ślizgali się na trawie, co w jakimś stopniu mogło mieć wpływ na ich sensacyjną porażkę 2:3.

Od tej pory Adidas reklamował się jako oficjalny dostawca butów dla reprezentacji Niemiec. Doszło nawet do tego, że kiedy w latach późniejszych piłkarze mogli zawierać kontrakty indywidualne, to na okres mundiali i mistrzostw Europy Niemiecka Federacja Piłkarska (DFB) wykupywała je, aby wszyscy zawodnicy kadry mieli na nogach buty z trzema paskami. Podczas mistrzostw świata w RFN (1974) pumy na adidasy musiał zamienić słynny rozgrywający Guenter Netzer, a w roku 1990 nawet kapitan Lothar Matthaeus. Wiąże się z tym pewien skandal. W meczu finałowym z Argentyną, w adidasie Matthaeusa (urodzonego zresztą w Herzogenaurach, jego ojciec pracował w Pumie) wyłamał się przedni kołek. Kiedy przyszło do strzelania karnego, decydującego o tytule mistrza, Matthaeus musiał zrezygnować na rzecz Andreasa Brehmego. Potem głośno mówił, że gdyby grał w butach Pumy, nigdy by do tego nie doszło.

Sygnał, że z firmami sprzętu sportowego można robić interesy, dał mistrz olimpijski w biegu na 100 metrów podczas igrzysk w Rzymie (1960) Niemiec Armin Hary. Wygrał w butach Pumy, ale na podium po złoty medal wszedł w pantoflach Adidasa. Uświadomiono mu wtedy, że interesy robić wprawdzie można, ale uczciwie. I długo już nie pobiegał. Na tych samych igrzyskach Etiopczyk Bikila Abebe wygrał maraton, startując boso. Cztery lata później, w Tokio, powtórzył sukces, ale już w Pumach na nogach.

Adidas szczycił się długo, że mistrzowie świata w piłce nożnej grają w ogromnej większości w butach z trzema paskami. Tak w istocie było. Ale bolesny dla firmy był inny fakt: to Puma podpisywała kontrakty z największymi futbolistami. Jej buty nosił Portugalczyk Eusebio, kiedy na mistrzostwach świata w Anglii (1966) zdobywał tytuł króla strzelców. Przed mundialem w Meksyku (1970) firma nie tylko pozyskała Pelego, ale wyprodukowała buty o nazwie King, uwzględniając potrzeby Brazylijczyka. Ich cechą charakterystyczną był bardzo długi język, ochraniający część nogi między stopą a piszczelem. Pele otrzymał wtedy 25 tysięcy dolarów za grę w tych butach na mistrzostwach i 100 tysięcy za następne cztery lata. Model Puma King, po licznych modyfikacjach, należy od 40 lat do trzech najlepiej sprzedających się butów piłkarskich na świecie. Wkrótce po upływie terminu umowy Pele przeniósł się z Brazylii do Cosmosu Nowy Jork i tam włożył buty amerykańskiej firmy Pony. Pracowała dla niej nawet fabryka obuwia w Nowym Targu.

Lawina ruszyła. Następną gwiazdą pozyskaną przez Pumę był Johan Cruyff. On przekroczył kolejną barierę. Ponieważ reprezentacja Holandii grała w koszulkach Adidasa, Cruyff, mimo że był jej kapitanem, zaszywał jeden z trzech pasków, bo z jego punktu widzenia (a miał zdanie decydujące) interes Pumy był ważniejszy. Po Holendrze słupem reklamowym Pumy został król strzelców mundialu w Argentynie Mario Kempes, a wreszcie perła nad perłami – Diego Maradona.

Świat futbolu się zmienił, kiedy buty dla Brazylijczyków  zaczęli produkować Amerykanie z Nike

Jeszcze za życia Adolfa, jego syn Horst zaangażował firmę Adidas w działalność polityczną i zaczął wpływać na wybór władz w najważniejszych organizacjach sportowych – Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim i FIFA. W połowie lat 70. Adidas zawarł umowy z większością najważniejszych związków sportowych w krajach socjalistycznych, w tym także z Polską. W roku 1974 zrobił na tym złoty interes, bo Polska zajęła trzecie miejsce na mistrzostwach świata, a Grzegorz Lato w butach z trzema paskami został królem strzelców.

Przed mundialem w Argentynie (1978) Adidas wprowadził na rynek rewolucyjny technologicznie but o nazwie World Cup. Miał elastyczną, biało-czarną podeszwę (w oryginale z czerwonymi wymiennymi plastikowymi kołkami), którą można było zgiąć jedną ręką w taki sposób, że czub łączył się z piętą (podeszwy w polskich butach podczas takiej próby pękały). Na przyszwę wykorzystano skórę kangura, elastyczną i wytrzymałą. Rok później (1979) powstał but o nazwie Copa Mundial, z dwunastoma twardymi, zamontowanymi na stałe kołkami. Idealny na twarde nawierzchnie i krótką trawę, dla zawodników dobrych technicznie. To właśnie te dwa modele są obok Kinga najpopularniejsze na świecie.

Nike – bogini zwycięstwa

Walka między Adidasem i Pumą (które z czasem stały się własnością międzynarodowych konsorcjów) trwała do lat 90. Wtedy do ataku ruszyły włoskie firmy Diadora i Lotto, japoński Asics (dawny Tiger Onitsuka), duński Hummel, amerykańskie Reebok oraz Nike. Trzy pierwsze miały swoje pięć minut. Agentem reklamowym Diadory był Roberto Baggio. W butach Lotto grali m.in. Ruud Gullit, Gheorghe Hagi i król strzelców mundialu we Francji Davor Suker. W reebokach – Juergen Klinsmann, Dennis Bergkamp i kapitan Brazylii Carlos Dunga. W asicsach – Chris Waddle, Tony Adams i Fabrizio Ravanelli.

Johan Cruyff jako producent sprzętu sportowego o nazwie Cruyff Sport ma się nadal dobrze, zwłaszcza w Holandii i Hiszpanii. Marco van Basten w butach firmy Cruyffa strzelił w finale mistrzostw Europy w Monachium (1988) jedną z najpiękniejszych bramek. Inne, mniejsze firmy też szukały reklamy, płacąc czołowym piłkarzom za reklamę swoich wyrobów. Podczas mistrzostw świata w Meksyku (1986) Zbigniew Boniek grał we włoskich butach Brasilen, o których nikt wcześniej ani później nie słyszał. Gary Lineker nosił buty amerykańskiego koncernu Quaser, bynajmniej nie specjalizującego się w ubieraniu piłkarzy. Christo Stoiczkow miał często na nogach buty Kronos, ale nie znalazł wielu naśladowców.

Rewolucję na rynku zrobiła w latach 90. Nike. Najpierw wykorzystała modę na jogging i opanowała rynek biegaczy, a potem skorzystała z okazji, że mundial w roku 1994 odbywał się na boiskach amerykańskich i za gaże dotychczas niespotykane ubrała w swoje buty piłkarzy Brazylii, z Romario na czele. Kiedy Brazylijczycy wygrali, droga na rynki całego świata stała otworem. W ciągu kilku lat Nike stał się największym graczem futbolowych boisk. Podobno przed finałem mundialu Brazylia – Francja w Paryżu (1998) to właśnie ta firma wpłynęła na decyzję o wystawieniu chorego Ronaldo, który był wtedy najsłynniejszym piłkarzem świata i oczywiście był od stóp do głów ubrany w sprzęt Nike.

Przez ponad 100 lat nikomu nie przychodziło do głowy, że można grać w butach innego koloru niż czarne lub brązowe. Piłkarzem, który publicznie złamał panujący obyczaj, był mistrz świata, Anglik Alan Ball. W meczu o Tarczę Dobroczynności w sierpniu 1970 roku wystąpił na Wembley w białych butach Hummela, wzbudzając uśmiech i zdziwienie. Jego Everton pokonał Chelsea. W latach 70. Puma zrobiła białe buty specjalnie dla Guentera Netzera.

Moda na kolorowe buty zaczęła się na dobre od mundialu we Francji (1998). Ronaldo grał w srebrno-niebieskich, bramkarz Claudio Taffarel w brazylijskich kolorach zielono-żółtych, Marokańczycy i Nigeryjczycy w żółtych i czerwonych, Dan Petrescu w niebieskich. Zawodnicy zaczęli wyglądać niepoważnie, ale to nikogo nie obchodziło. Szesnaście kamer telewizyjnych pracujących na każdym meczu francuskiego mundialu lubiło kolory, a o to chodziło i producentom, i zawodnikom.

Od mistrzostw w USA zawodnicy noszą na koszulkach nazwiska, na przełomie wieków podobne identyfikacje pojawiły się na butach. Kiedy David Beckham wyhaftował na wywiniętych językach swoich białych adidasów predatorów imię pierworodnego syna Brooklyna, w ślady Anglika poszły setki innych graczy. Zresztą Brooklyn, kiedy tylko zaczął sam chodzić, włożył przygotowane przez Adidasa buciki z napisem na języku – Daddy.

Dziś to już norma. W ubiegłym sezonie Adidas zrobił dla Leo Messiego „inteligentne" buty, z wmontowanym chipem, rejestrującym dystans przebyty podczas meczu, liczbę startów, przeciętną szybkość itp. Ale to nie dlatego Messi jest najlepszym piłkarzem świata. Cristiano Ronaldo mógłby grać w trampkach, a i tak byłby zagrożeniem dla każdej obrony.

Czasami buty Nike czy Adidasa produkuje się w Azji na tych samych maszynach. Rano dla jednej firmy, wieczorem dla drugiej. Jest mniej więcej tak, jak 90 lat temu pisał Jan Weyssenhoff: „Ponieważ nie tylko rozmiar ich, ale i kształt musi być możliwie dobrze dopasowany do nogi, więc nie można wydać ogólnego sądu, która marka jest lepsza od innych". Wszystko w nogach piłkarzy.

„Idealnym butem futbalowym byłby właściwie zwykły, dobrze dopasowany do nogi bucik uliczny; zazwyczaj jest on sporządzony z elastycznej, cienkiej skóry, tak że nie odbiera «czucia w nodze». Niestety przedstawia on tę wielką niedogodność, że jest za mało trwały. Jeden jedyny niedobrze wycelowany rzut lotny może go obrócić na nice; trzeba przeto rozejrzeć się za również «czułem», ale bardziej odpornem obuwiem.

Wytrawny gracz poszukuje tylko butów jak najpodobniejszych do zwykłych ulicznych. Wybiera on skórę, która się całkiem nie rozciąga lub przynajmniej bardzo mało, gdyż bucik powinien jak najdokładniej przylegać do nogi, przyczem kolor jest rzeczą obojętną.  Buty futbalowe nie powinnyby nigdy być nowe, tj. takie, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni i nie powinny również psuć «czucia» w nodze. Oba te cele osiąga się najlepiej w ten sposób, że się je nosi najprzód (bez kołków itp.) jako zwykłe buty uliczne i zaczyna się w nich grać dopiero po takiem przygotowaniu, trwającem około 4 tygodni. But futbalowy wymaga troskliwej opieki; dla utrzymania elastyczności skóry winien być zawsze dobrze smarowany tłuszczem i o ile możności czyszczony jeszcze w dniu zawodów. W Anglji wielu graczy  posługuje się trzewikami robionemi na miarę, ale i wiele gatunków gotowych, wyrabianych hurtownie, odpowiada całkiem dobrze swemu zadaniu. Ponieważ nie tylko rozmiar ich, ale i kształt musi być możliwie dobrze dopasowany do nogi, więc nie można wydać ogólnego sądu, która marka jest lepsza od innych".

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Piłka nożna
Liga Konferencji. Solidna zaliczka Jagiellonii Białystok
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego