17-letni Enzo, najstarszy z czterech synów Zinedine'a Zidane'a, znany był do tej pory w mediach jako cudowne dziecko, które niechybnie pobije osiągnięcia ojca. Ale wystarczyła jedna sytuacja, by zacząć przypominać złe cechy Zidane'ów.
We wtorek drużyna Realu Madryt do lat 18, w której gra Enzo, pokonała w turnieju w Katarze zespół Aspire International 4:2. Młody Zidane wszedł na boisko w drugiej połowie, ale już dziewięć minut później dostał czerwoną kartkę. Kopnął rywala, gdy obaj leżeli na ziemi, walcząc o piłkę.
Porównania nasunęły się same, film pokazujący wydarzenie natychmiast poddano analizie: podobne gesty, ten sam wyraz twarzy, wykapany tata. Zinedine'a również gubił porywczy charakter – wystarczy przypomnieć najsłynniejsze w historii futbolu uderzenie z byka, w dogrywce przegranego finału mundialu 2006, które doczekało się nawet w Paryżu pomnika.
Zizou bronił wówczas honoru rodziny nadszarpniętego przez Marco Materazziego. Jego syna po prostu poniosły nerwy. A może swoje zrobiło też to samo co u ojca przekonanie, że artystom wolno więcej. Jeśli Jose Mourinho zaprasza cię na trening z Cristiano Ronaldo i Ikerem Casillasem, musisz być dobry. Enzo od małego był skazany na sukces. Imię dostał po Francescolim, Urugwajczyku zwanym Księciem, idolu Zinedine'a. Tak jak ojciec gra w pomocy, tak jak on z numerem 10 na plecach.
– Enzo wie, co znaczy nosić nazwisko Zidane. Zawsze powtarzam mu: ciesz się grą, bo w twoim wieku to najważniejsze. Kiedy patrzę na niego, widzę siebie – mówi mistrz świata 1998 i Europy 2000.