Jesteśmy w klubie zwanym FC Hollywood, więc to może być „Dziwny przypadek Benjamina Buttona". Choć złośliwi mówią, że i „Frankenstein". Można go od lat oglądać podczas meczów Bayernu albo reprezentacji Niemiec, gdy biegnie sprintem do leżącego piłkarza albo podpowiada trenerowi z ławki, czy trzeba robić zmianę, czy nie. Biegał tak jeszcze w czasach, gdy na boisko padali Franz Beckenbauer i Uli Hoeness. Ma 71 lat, ani jednej zmarszczki, ani grama nadwagi, zawsze świeżą opaleniznę i kruczoczarne włosy. Jeśli dominacja Bayernu ma potrwać latami, to u jej kresu doktor Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt, człowiek który pokonał czas, ortopeda, którzy wyrzekł się operacji, lekarz, który został celebrytą i milionerem, będzie wyglądać jak nastolatek.
W Niemczech nazywają go po prostu Der Doc, Mull, albo Doktor Bayern. Czasem też Winnetou, przez te gładko uczesane czarne włosy. Od 1976 roku jest w służbie Bayernu. Od 1996 z reprezentacją. Jak piłkarze rozdaje autografy i pozuje do zdjęć. A jeśli ktoś poluje na cenniejsze autografy, niech stanie pod monachijską kliniką Müllera-Wohlfahrta w zabytkowym Kaiserhof. Spotka wielkich sportowców, aktorskie sławy, znanych polityków.
Od Bolta do Pavarottiego
Do Der Doca, byłego lekkoatlety, Usain Bolt przyjeżdżał jeszcze jako nastolatek, wysłany przez trenera, który chciał by doktor ocenił, czy coś z chłopaka będzie. Usain Bolt rekordzista świata wpada do Monachium regularnie, tutaj leczył kontuzję przed igrzyskami w Londynie. I mógł się minąć w drzwiach z rywalami, bo zdarzały się już takie sprinterskie finały w mistrzostwach świata czy igrzyskach, w których pięciu na ośmiu biegaczy było pacjentami doktora. Leczyli się u niego Boris Becker, Władimir Kliczko, Bono, Javier Bardem, Ronaldo, Bode Miller, Maurice Greene, nawet Luciano Pavarotti. I wszyscy ludzie Bayernu, od piłkarzy po prezesów. Bastian Schweinsteiger powiedział nawet przy okazji przedłużenia kontraktu z Bayernem, że mimo świetnych propozycji z zagranicy zostaje w Bundeslidze m.in. z powodu doktora Müllera-Wohlfahrta, bo dzięki niemu ma pewność, że przed nim jeszcze wiele lat kariery. Der Doc leczy też piłkarzy z innych klubów Bundesligi, ma na to zgodę szefa Bayernu, Ulego Hoenessa. Zresztą jednym z biznesowych wspólników doktora milionera jest m.in. Dietmar Hopp, założyciel firmy SAP i właściciel klubu S.C. Hoffenheim, więc zakaz konkurencji i tak byłby fikcją.
To doktor będzie teraz jedną z twarzy niemieckiej potęgi piłkarskiej. Również potęgi medycyny sportowej. Obecna wiosna w Lidze Mistrzów to wiosna niemieckich drużyn pełnych piłkarzy z żelaza, szybkobiegaczy nie do zamęczenia. Nawet Hiszpanie z Barcelony i Realu, którzy w ostatnich latach królowali również pod względem przygotowania fizycznego, wyglądali przy Bayernie i Borussii jak blade cienie. Barcelona też ma swojego doktora magika. Po kuracjach Ramona Cugata, ortopedy zafascynowanego tzw. czynnikami wzrostu - dość kontrowersyjnymi, bo niektóre z nich są uznane za doping i wyklęte, inne nie, a granica często się zaciera - Xavi i Carles Puyol biegali w ostatnich latach jak źrebaki. Ale jak widać, jest jakaś granica podkręcania organizmów, albo z jakiegoś innego powodu metody doktora Cougata straciły moc. Po półfinałach jest 7:0 dla Müllera-Wohlfahrta.
Krew cieląt, grzebienie kogutów
W kontrowersjach Müller-Wohlfahrt też prowadzi. Jego terapie niektórzy nazywają szamańskimi, choć doktor ręczy za nie własnym ciałem: wszystko wypróbował na sobie. Koledzy doktorzy mają do niego pretensje, że nie chce tych metod poddać naukowej weryfikacji, nie opisuje ich w naukowych publikacjach. Również szef Amerykańskiej Agencji Antydopingowej, słynny dzięki sprawie Lance'a Armstronga Travis Tygart powiedział, że to wszystko jest bardzo podejrzane i że „pachnie tu Frankensteinem". Ale niemieccy specjaliści od dopingu weryfikowali metody monachijskiego doktora, na jego prośbę, i nie znaleźli w nich nic zakazanego. Kontrowersje są innego rodzaju: czy ten miks homeopatii, akupunktury i dziwnych mikstur w rodzaju wyciągu z grzebienia koguta rzeczywiście pomaga, czy to tylko luksusowe placebo.