Na ten mecz czekaliśmy kilka miesięcy. Legia uciekała, Lech gonił, a reszta ligi patrzyła. W Warszawie spotkały się dwie najlepsze drużyny, żeby w bezpośrednim starciu rozstrzygnąć, kto jest lepszy. Nikt nie spodziewał się, że Lech tak długo będzie dotrzymywał kroku, Legia zimą kupiła kilku nowych zawodników i runda wiosenna miała być dla niej spacerkiem. Nie była, bo piłkarze Mariusza Rumaka wygrywali nawet mecze, w których byli słabsi – wytrwałością, ambicją i żelazną taktyką.
W Warszawie Lech był jednak przestraszony, a Legia, jak w poprzednim meczu z Jagiellonią, pokazywała, że odsunięcie Danijela Ljuboi nie tylko nie osłabiło zespołu, ale nawet zmobilizowało. Widać było, że gospodarzom zależy na zwycięstwie, po pół godzinie mieli 70% czasu posiadania piłki, goście tylko patrzyli, jak mija ich piłka. Tyle, że nic z tego nie wynikało. Rumak musiał zrobić dwie wymuszone kontuzjami zmiany, co podobno bardzo popsuło mu koncepcję na drugą połowę.
Gra trochę się wyrównała, ale piłkarzom Lecha brakowało pomysłu jak stworzyć chociaż jedną groźną akcję, Legia miała ich za to pełno. Goście dwa razy po rzutach rożnych wybijali piłkę z linii bramkowej, bronili się rozpaczliwie, ale skutecznie, jak przystało na najlepszą obronę ligi. Wreszcie w 86. minucie Jakub Kosecki włączył trzeci bieg i wiadomo było, że jeśli komuś uda się go zatrzymać to na pewno nie w przepisowy sposób. Mateusz Możdżeń faulował, zobaczył czerwoną kartkę, a sędzia podyktował rzut karny.
- Patrzyłem na nich i widziałem, że nie są zdecydowani. Wlado oddawał piłkę Rado, a Rado do Wlado. Podszedłem do nich i powiedziałem, żeby dali ją mnie. Byłem pewny swoich umiejętności, nie denerwowałem się zbytnio – mówi Ivica Vrdoljak, który pokonał Krzysztofa Kotorowskiego i dał Legii zwycięstwo.
- Wiedzieliśmy, o jaką stawkę i z kim gramy i w końcu nam się udało. Byliśmy lepszym zespołem, bardziej zdeterminowanym, by strzelić gola. Chwała chłopakom za to, że podołali. Wiedzieliśmy, że ten mecz może nas bardzo przybliżyć do mistrzostwa. Ale tylko przybliżyć. Na razie mamy wyrok w zawiasach – mówił Jan Urban.