Jak wyliczył komputer, włoscy piłkarze przebiegli o 10 proc. mniej dystansu niż w meczu z Anglią. Każdy z przepytywanych po meczu włoskich piłkarzy mówił o nieznośnym klimacie, palącym popołudniowym słońcu i totalnym braku sił. Wraz z poszarzałym na twarzy trenerem Prandellim powtarzali jak mantrę: „Trzeba się fizycznie odbudować przed meczem o wszystko z Urugwajem".
O tyle to dziwne, że ponoć włoski sztab zebrał bezcenne doświadczenia podczas Pucharu Konfederacji rok wcześniej i dzięki temu wiedział, jak kondycyjnie przygotować zespół do turnieju. Skonsternowani piłkarze nie potrafili do końca zrozumieć, co się stało na boisku. Thiago Motta (podstawowy pomocnik PSG) kręcił głową z niedowierzaniem, mówiąc: – Przecież żaden z tych Ticos nie zmieściłby się w składzie silnego europejskiego klubu.
Krytyka mediów była tak bezlitosna, że w niedzielę „Gazzetta dello Sport" apelowała w artykule redakcyjnym, by przed meczem z Urugwajem nie rozpoczynać sądu nad drużyną i trenerem, by dać im szansę.
Wszystko na nic. Wyroki już zapadły. Guru włoskich komentatorów futbolowych Mario Sconcerti pisał w „Corierre della Sera", że drużynie brak lidera, który by ją poderwał do walki, a Balotelli nie dorósł do otaczającego go kultu, by zakończyć ponuro: „Musimy zdać sobie sprawę, że mecz z Kostaryką był wierną fotografią stanu naszego futbolu i słabości tej drużyny. Niestety, innych, lepszych piłkarzy od tych, którzy są w Brazylii, nie posiadamy. Nie wińmy trenera".
Ale Prandellemu też się dostało. Za chybione zmiany i taktykę – Tikitalię, która rozsypała się w proch w starciu z nieco bardziej zdecydowanie grającym rywalem. Wielu fachowców oskarża: „Prandelli wyrzucił na śmietnik nasz znak firmowy: żelazną obronę i kontratak. Nie dał nic w zamian". W ten sposób zanegowany został sens i cel całej czteroletniej pracy Prandellego, której owocem była rewolucja w stylu gry reprezentacji, futbolowej mentalności piłkarzy i wicemistrzostwo Europy.
Pod ścianą
Trudno się więc dziwić, że duch w narodzie upadł i – jak wynika z sondaży – mało kto wierzy w wyjście z grupy. Na pewno nie wierzą bukmacherzy, bo za zwycięstwo Urugwaju płacą mało, a remis uznali za wynik najmniej prawdopodobny. Są też przekonani, że pierwszą bramkę strzeli Edinson Cavani.