Niemcy już niczym nie mogą mnie zaskoczyć

Leo Beenhakker, trener reprezentacji o zakończonym zgrupowaniu w Donaueschingen, przygotowaniach do pierwszego meczu i o tym, dlaczego ostatnio lepiej sypia

Aktualizacja: 31.05.2008 12:59 Publikacja: 31.05.2008 03:25

Leo Beenhakker

Leo Beenhakker

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Spełniło się pana marzenie. Miał pan piłkarzy do swojej dyspozycji aż przez 12 dni. Jest pan zadowolony z tego czasu spędzonego razem?

Leo Beenhakker: W moim śnie byłem trochę bardziej chciwy. Marzyłem o tym, żeby mieć do dyspozycji wszystkich od samego początku zgrupowania, ale niestety nie było to możliwe, bo piłkarze, którzy późno skończyli grę w lidze, musieli dostać trochę wolnego. Pierwszy tydzień nie był łatwy. Patrzyłem, jak męczy się Grzegorz Bronowicki, i było mi go żal. Całe zgrupowanie było jednak wielką przyjemnością. Jestem bardzo zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć.

Wszyscy zawodnicy są już przygotowani do mistrzostw?

Pod względem fizycznym – tak. Niektórym zostało 10 procent do osiągnięcia optymalnej formy. Cieszy mnie też to, że kontuzjowani zawodnicy szybko wracają do dyspozycji. Michał Żewłakow w piątek jeszcze raz pojechał do szpitala, by upewnić się, że wszystko z jego mięśniem jest w porządku. Najlepszym lekarzem jest jednak on sam, bo doskonale wie, czy jest na tyle zdrowy, by dać z siebie wszystko. Skoro Żewłakow uważa, że z jego nogą jest dobrze, to ja też muszę być optymistą.

Jak wygląda sytuacja Jakuba Błaszczykowskiego i Wojciecha Łobodzińskiego?

Pierwszy z nich trenuje indywidualnie z Michaelem Lindemanem i planujemy go trochę oszczędzać. Nie sądzę, abym zdecydował się wystawić go do gry w niedzielę przeciwko Danii. Łobodziński w piątek wrócił do zajęć z grupą i nie widać już śladu po urazie. Jestem dobrej myśli. Gdybym nie miał zaufania do piłkarzy i ludzi, z którymi pracuję, w ogóle bym tu nie przyjeżdżał i zamiast prowadzić reprezentację Polski, zająłbym się czymś innym.

Nie boi się pan, że piłkarze zbyt długo ćwiczyli tylko siłę i pracowali nad kondycją?

Dobra praca nie oznacza, że przez cały czas w Niemczech biegaliśmy jak idioci. Futbol to także przygotowania fizyczne, ale nie tylko. Dałem zawodnikom trochę odpocząć, wprowadziłem dużo ćwiczeń z piłkami. Teraz z dnia na dzień odzyskują świeżość. Zrobiłem wszystko, co ode mnie zależało, reszta należy do piłkarzy. Ja mogę im tylko pomagać.

Dania zremisowała kilka dni temu z Holandią. Trudnego przeciwnika wybrał pan sobie na ostatni mecz towarzyski.

Na wszystko trzeba patrzeć przez pryzmat stanu przygotowań. Holandia jest w najgorszym momencie. Znam dokładnie ich plan, wiem, co robią, i zapewniam, że nie mieli prawa zaprezentować się lepiej. W ogóle nie przywiązują jednak do tego wagi. Tak samo Chorwaci do swojego wymęczonego zwycięstwa nad Mołdawią czy Niemcy do remisu z Białorusią. Ludzie pytają, jak to możliwe, by nasi pierwsi rywale na Euro zaprezentowali się tak słabo. Zapominają, że każda drużyna ma mniej więcej ustaloną pierwszą jedenastkę i kiedy Joachim Löw w drugiej połowie dokonał pięciu zmian, musiało się to odbić na jakości gry.

Ale ostatni mecz towarzyski przed turniejem może mieć wpływ na psychikę piłkarzy.

Jeśli rzeczywiście miałby, znaczyłoby to, że zawodnicy nie są przygotowani na wielką imprezę. Wygramy z Danią 4:0, to musimy utrzymać kontakt z ziemią, a jak przegramy 0:3, to nie ma powodów do paniki. Jeśli ktoś uważa inaczej, to znaczy, że nie pasuje do mojej drużyny. Jeśli wychodząc na mecz z Austrią, ktoś pamięta jeszcze o tym z Niemcami, to nie jest profesjonalistą. Nad tym też muszę pracować.

Po co jedzie pan oglądać osobiście mecz Niemców z Serbią?

Chodzi o to, żeby zobaczyć rywali na własne oczy, bo przecież oglądałem ich wszystkie mecze w eliminacjach, a na towarzyskie wysyłałem moich współpracowników. O Niemcach wiem wszystko, znam możliwości ich zawodników. Löw wystawi w 80 procentach tę samą jedenastkę co przeciwko nam. Poszukam jakichś detali, nie chcę się później obwiniać, że czegoś nie dopatrzyłem. Wydaje mi się jednak, że jadę do Gelsenkirchen tylko dla własnej satysfakcji, nie spodziewam się, żeby Niemcy mogli mnie czymś zaskoczyć.

Lepiej pan spał pod koniec zgrupowania niż na początku?

Lepiej. Odstawiłem kawę – cappuccino mają tu wyśmienite, ale trochę przesadzałem. Palę też poniżej swojej normy. Uspokoiłem się jakoś, czuję się pewnie i jestem zrelaksowany. Zadanie zostało wykonane, na 8 czerwca będziemy gotowi. Mecz z Danią to tylko narzędzie, etap prowadzący do celu.

Podoba się panu dowcip o trzech meczach, które czekają Polaków na Euro: otwarcia, o wszystko i o honor?

Bardzo. Kocham wasz optymizm.

—rozmawiał w Donaueschingen Michał Kołodziejczyk

Rz: Spełniło się pana marzenie. Miał pan piłkarzy do swojej dyspozycji aż przez 12 dni. Jest pan zadowolony z tego czasu spędzonego razem?

Leo Beenhakker: W moim śnie byłem trochę bardziej chciwy. Marzyłem o tym, żeby mieć do dyspozycji wszystkich od samego początku zgrupowania, ale niestety nie było to możliwe, bo piłkarze, którzy późno skończyli grę w lidze, musieli dostać trochę wolnego. Pierwszy tydzień nie był łatwy. Patrzyłem, jak męczy się Grzegorz Bronowicki, i było mi go żal. Całe zgrupowanie było jednak wielką przyjemnością. Jestem bardzo zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Takiego transferu w Polsce jeszcze nie było. Ruben Vinagre - najdroższy piłkarz Ekstraklasy