Pieniędzy, które miały być kroplówką nie ma i jeden z najbardziej zasłużonych polskich klubów jest bankrutem. Jeśli przez zimę nic się nie zmieni - a trudno oczekiwać by się zmieniło - Wisła podzieli los Polonii Warszawa czy ŁKS i zniknie z poważnego futbolu (Ruch Chorzów też walczy o życie). Wprawdzie z Krakowa słychać, że niedotrzymanie terminu płatności (28 grudnia) to nie koniec szopki i trzeba poczekać do otwarcia banków w poniedziałek, ale ta nadzieja nie ma racjonalnych podstaw.
Zanosiło się na to od dawna, od czasów gdy praktyczną kontrolę nad Wisłą przejęli ludzie z krakowskiego przestępczego półświatka. Po tym jak odszedł Bogusław Cupiał (sprzedał klub za symboliczną kwotę Towarzystwu Sportowemu Wisła) zaczęły się rządy kiboli, a zobowiązania finansowe rosły. Kiedy jeszcze niedawno pojawili się polscy inwestorzy, chyba trochę poważniejsi niż pan Vanna Ly z Kambodży, przeraziły ich długi i szybko zrezygnowali.
W prastarym i zwykle gospodarnym Krakowie ludzie sportu - ale nie tylko - powinni sobie zadać pytanie jak to możliwe, że doprowadzili do upadku „Białą Gwiazdę”, jeden z symboli tego miasta. Jak to możliwe, że po tym co stało się z warszawską Polonią, nikt nie poszedł po rozum do głowy. Jak to możliwe, że najpierw oszust a potem chuligani przejmują wielki klub.
Komisja do spraw Licencji Klubowych PZPN ma od dawna gruby zeszyt zasad i warunków, wymaganych przez związek oraz Ekstraklasę S.A. od klubów. Jednym z najważniejszych jest płynność i przejrzystość finansowa. Można jednak odnieść wrażenie, że klarowne i logiczne przepisy bywają różnie interpretowane, w zależności od tego jakiego klubu dotyczą i jacy działacze związku to czynią.
Ludzie aspirujący do kupna klubu powinni przedstawiać finansowe gwarancje weryfikowane przez niezależnych fachowców, przykłady Polonii i Wisły doprowadzonych do ruiny muszą czegoś nauczyć ludzi odpowiedzialnych za polski futbol. Jeśli tak się nie stanie, Wisła nie będzie ostatnim topielcem.