Jeszcze nic nie jest przesądzone. Lider przegrał na wypełnionym po brzegi swoim nowym stadionie, a można było odnieść wrażenie, że tej jesieni na Śląsk nie będzie już mocnych. Drużyna Oresta Lenczyka wygrywała nawet w Białymstoku, gdzie nikomu innemu się nie udało i konsekwentnie gromadziła punkty.
W piątek na drodze Śląska stanęła Wisła, jak się wydawało – rozbita, niepewna siebie, zagubiona jeszcze po odejściu Roberta Maaskanta. Porażka przed tygodniem z Górnikiem Zabrze tylko tę diagnozę potwierdzała.
Dlatego trener Kazimierz Moskal nie miał wyjścia i zagrał va banque. Wstawił do pierwszego składu Rafała Boguskiego, który przez kontuzje powoli zapominał, jak wygląda gra w ekstraklasie, dał szansę młodemu Michałowi Czekajowi i posadził na ławce Davida Bitona, od którego goli koledzy się uzależnili.
Dzięki temu na boisko wyszła nowa Wisła: walcząca, zadziorna, pomysłowa w ataku i zdyscyplinowana w obronie, mająca w dodatku w bramce świetnego Sergeia Pareikę. Taka Wisła może znów włączyć się do walki o mistrzostwo.
Bohaterami wieczoru zostali do spółki Gervasio Nunez i Boguski. Pierwszy ograł przy linii końcowej Waldemara Sobotę, który musiał go powalić w polu karnym chwytem zapaśniczym, a drugi wykorzystał jedenastkę. To był jego pierwszy gol w lidze od ponad roku. W drugiej połowie na boisko wszedł Patryk Małecki i kilkoma akcjami pokazał, że wraca do formy.