Jak nie teraz, to kiedy - mogli pytać przed meczem piłkarze Pogoni Szczecin, bowiem jeszcze nigdy nie wygrali z Podbeskidziem meczu o punkty, choć przez dwa sezony zespoły te rywalizowały w pierwszej lidze.
Teraz jednak faworytem byli "Portowcy", którzy w trzech ostatnich kolejkach nie przegrali meczu, a nawet nie stracili w nich bramki, zdobywając siedem punktów i awansując na siódme miejsce w tabeli. Podbeskidzie z kolei wie już, że zimę spędzi w strefie spadkowej, a ostatnie dwa mecze mu pozwolić zbliżyć się do miejsca gwarantującego utrzymanie.
Szefowie szczecińskiego klubu, by ściągnąć kibiców na ostatni mecz jesieni, wyznaczyli ceny biletów na pięć złotych. Liczyli na powtórkę sprzed lat, kiedy sprzedając tak tanie wejściówki zapełnili cały stadion na mecz z Górnikiem Zabrze. Tym razem plan działaczy się nie powiódł i trybuny niemal świeciły pustkami. Sporo winy za to ponosi pogoda. W Szczecinie od rana padał śnieg z deszczem, a temperatura ledwie przekraczała 0 stopni Celsjusza.
Dodatkowym smaczkiem meczu była obecność na ławce trenerskiej gości Marcina Sasala, który przez ponad rok szkolił Pogoń, gdy ta grała w pierwszej lidze, a zwolniony został wiosną, gdy zespołowi zaczął wymykać się awans. Następca Sasala - Ryszard Tarasiewicz - zdołał wprowadzić szczecinian do ekstraklasy.
Sasal na mecz w Szczecinie wprowadził małą rewolucję w składzie swego zespołu w porównaniu do meczu z Lechem sprzed tygodnia. Miejsca w składzie zabrakło dla: Damiana Byrtka, Krzysztofa Króla i Damiana Chmiela. W zamian od pierwszego gwizdka zagrali: Marek Sokołowski, Dariusz Łatka i Kamil Adamek.