Nikt inny nie ma na to szans. Polonia, która jest trzecia w tabeli, obdzieliła swoimi zawodnikami niemal po równo Legię i Lecha i rozsypuje się z powodu kłopotów finansowych. Górnik Zabrze po transferze Arkadiusza Milika do Bayeru Leverkusen będzie słabszy, a w Śląsku w ostatniej chwili łatają dziurę po stracie Tomasza Jodłowca, który przeszedł do Legii.
Dlatego na placu boju zostały tylko Poznań i Warszawa. Oficjalnie jedni i drudzy nie chcą przyznać, że się obserwują i pilnują nawzajem. Kiedy Legia zaczęła ściągać zawodników związanych z rozpadającą się Polonią (Tomasz Brzyski, Wladimer Dwaliszwili), to w Poznaniu natychmiast przyspieszyli transfer Łukasza Teodorczyka.
Kilka dni temu Piotr Rutkowski, członek zarządu Lecha Poznań ds. sportowych, mógł ogłosić na konferencji prasowej: Proszę państwa, jest napastnik.
Trzeba było zawodnika na tę pozycję kupić, bo chociaż Bartosz Ślusarski strzelił jesienią osiem goli, to drugie tyle sytuacji zmarnował (zwłaszcza w przegranym 1:3 meczu z Legią) i nie gwarantował, że wiosną będzie lepiej. - Sprowadzenie napastnika trochę czasu nam zajęło, bo szukaliśmy zawodnika o dokładnie takim profilu, podobnym do Roberta Lewandowskiego i Artjoma Rudniewa. To, czy mu się uda w Lechu w dużym stopniu zależy od niego samego. Na razie Łukasz musi wywalczyć sobie miejsce w podstawowej jedenastce, bo Bartosz miał na jesieni najlepszą rundę w karierze - mówi w rozmowie z "Rz" Piotr Rutkowski.
W klubie w byłego zawodnika Polonii wierzą, dostał numer "10", piłkarz też wygląda na zadowolonego, że wiosną będzie walczył o mistrzostwo Polski. Teodorczyk wyjechał ze stolicy do Poznania, w odwrotnym kierunku, tylko że do Legii, a nie do Polonii, podążył Bartosz Bereszyński, wychowanek Lecha. Kibice mieli mu za złe, że wybrał grę dla rywala. - Przedstawiliśmy mu ofertę, Legia przekazała swoją i wybrał Warszawę, to jego decyzja - mówi Piotr Rutkowski.