Borussia załatwiła sprawę jeszcze w pierwszej połowie. Rzuciła się do ataku, mimo że z Doniecka przywiozła korzystny wynik. 2:2 w pierwszym spotkaniu z Szachtarem dawało jej awans, nawet gdyby przez cały mecz rewanżowy tylko skutecznie się broniła. Juergen Klopp straszył jednak swoich piłkarzy, że jeśli zagrają na bezbramkowy remis, odpadną z Ligi Mistrzów. A że dla Borussii Liga Mistrzów to w tym sezonie ostatnia szansa na sukces – drużyna z Dortmundu postanowiła nie zostawić wątpliwości, kto jest lepszy.
Trener Szachtara Mircea Lucescu mówił, że ten, kto wygra to spotkanie, zagra w wielkim finale. Mówił raczej o Borussii, bo jego piłkarze pokazali, że do wielkiego sukcesu nie dojrzeli. Sam Robert Lewandowski w pierwszych 30 minutach mógł strzelić dwa gole, jego koledzy także łatwo dochodzili do dogodnych sytuacji. Szachtar nie istniał, nie spodziewał się takiego uderzenia gospodarzy. To był blitzkrieg, atak za atakiem, strzał za strzałem. Statystyki po półgodzinie były miażdżące, Borussia wymieniła 219 podań, goście raptem 100.
Borussia była zupełnie inną drużyną niż w pierwszym meczu w Doniecku – pewną siebie i szybko rozgrywającą akcje. Szachtar tańczył spięty, jak ubogi krewny zaproszony na bal. Rzadko wychodził z własnej połowy, raczej patrzył, co robią gospodarze. Lucescu, który na ligowy mecz Borussii z Hannoverem kupił bilet i siedział wśród kibiców, bo „przyjechał ze skromnego klubu ze Wschodu i nie chciał zawracać głowy", nie natchnął swojej drużyny do walki. Jego piłkarze zachowali się tak jak on kilka dni wcześniej – skromnie, jakby chcieli pokazać, że do tego towarzystwa jeszcze nie pasują.
Dobre wieści
Borussia po 37 minutach prowadziła 2:0. Najpierw dośrodkowanie Mario Goetzego z rzutu rożnego na gola zamienił Felipe Santana, później po podaniu Lewandowskiego bramkę zdobył sam Goetze. Klopp martwił się, że nie może wystawić do gry Matsa Hummelsa, ale przed przerwą piłka rzadko docierała w pole karne gospodarzy.
W drugiej połowie, kiedy Szachtar nie miał już nic do stracenia, rzucił się do odrabiania strat, ale nie tylko nie strzelił gola, ale jeszcze za zbytnią otwartość został skarcony bramką Jakuba Błaszczykowskiego. Kapitan reprezentacji Polski dobił strzał Ilkaya Gundogana. Błaszczykowski przy tej akcji niemal sam rozpracował obronę drużyny z Doniecka.