Takie mecze nie dają żadnych odpowiedzi. Od sparingów z trzecioligowcami różnią się tym, że przed pierwszym gwizdkiem grają hymny, a na trybunach siedzą kibice. Wczoraj było ich aż 43 tysiące, co jest osiągnięciem organizatorów. Reprezentacja San Marino przegrała 51 poprzednich meczów i zajmuje ostatnie miejsce w rankingu FIFA.
Waldemar Fornalik w porównaniu ze spotkaniem z Ukrainą zmienił aż sześciu zawodników. Jakuba Błaszczykowskiego stracił w ostatniej chwili, bo kapitan naszej kadry zakończył rozgrzewkę z kontuzją. Od pierwszej minuty pojawili się więc Kamil Grosicki, Jakub Wawrzyniak, Adrian Mierzejewski, Arkadiusz Milik, Eugen Polanski i debiutant – Bartosz Salamon.
Fornalik lepszego momentu niż wczorajszy wieczór do eksperymentów nie mógł sobie wymarzyć. Przeciwnik, w którego składzie grali restaurator czy właściciel siłowni, a trenerem był nauczyciel WF, z każdą minutą potwierdzał, że ostatnie miejsce w rankingu mu się należy.
Polska atakowała, testowała system z dwoma napastnikami, a Salamon na środku obrony nie miał problemów nie tylko z zatrzymywaniem przeciwników, ale także pochwalił się kilkoma celnymi przerzutami przez całe boisko.
Polska wygrała 5:0, ale najbardziej efektowny jest wynik. Dwa gole z rzutów karnych podyktowanych za zagrania ręką strzelił Robert Lewandowski, który debiutował w roli kapitana. Przy pierwszej próbie bramkarz Aldo Simoncini miał piłkę na rękach, ale wpadła do siatki. W taki mało efektowny sposób zakończyła się smutna seria, lider strzelców Bundesligi zdobył bramkę dla reprezentacji Polski po 901 minutach przerwy.