W Legii robi się gorąco, wracają koszmary z poprzedniego sezonu. Większość piłkarzy pamięta, jak pewny tytuł mistrza Polski uciekł na ostatniej prostej. Legii nie udało się wypracować wystarczającej przewagi nad Lechem Poznań, by teraz spać spokojnie. A że piłkarze Jana Urbana nie są specjalnie odporni na stres, pokazał rewanżowy mecz finałowy Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław, przegrany 0:1.
W czwartek rada drużyny debatowała z prezesem i trenerem, jak ukarać Ljuboję i Radovicia, którzy nad ranem widziani byli w nocnym klubie. Prezes Bogusław Leśnodorski zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji, ale piłkarze raczej nie zostaną zawieszeni. Nie zgodzi się drużyna, która potrzebuje ich na boisku. – Mam nadzieję, że teraz pokażą, iż skoro potrafią bawić się do rana, to potrafią też grać – mówi „Rz” Marek Saganowski.
O finale Pucharu Polski wszyscy chcieliby jak najszybciej zapomnieć. – To był nasz najgorszy występ w sezonie, a do tego musieliśmy się po nim uśmiechać, bo przecież zdobyliśmy puchar. Proponuję nas nie rozliczać z tego spotkania, chcemy zrobić wszystko, by kolejny mecz ze Śląskiem, w ostatniej kolejce sezonu, nie miał już żadnego wpływu na tabelę – mówi Michał Żewłakow.
Legia pojechała w piątek do Białegostoku, gdzie od pięciu lat nie potrafi wygrać z Jagiellonią. W Warszawie zostali Ivica Vrdoljak i kontuzjowany Dominik Furman, nie wiadomo, czy uraz zdąży wyleczyć Ljuboja. Saganowski twierdzi, że sprawa tytułu rozegra się nie na boisku, ale w głowach. – Piłkarsko jesteśmy najlepsi, trzeba tylko w to uwierzyć – mówi Saganowski.
Jagiellonia znowu będzie prowadzona przez Dariusza Dźwigałę, bo Tomasz Hajto został karnie odesłany na trybuny. Jagiellonia, która jesienią wygrała w Warszawie z Legią 2:1, wiosną gra kratkę. Hajto ciągle nie podpisał umowy na nowy sezon, podobno może go zastąpić Piotr Stokowiec.