Podopieczni Arsene'a Wengera już od dwóch lat jeżdżą na tourne po Dalekim Wschodzie. Podróż do krajów azjatyckich jest częścią przygotowania do nowego sezonu. W 2011 Kanonierzy odwiedzili Kuala Lumpur oraz Hangzhou. Poprzedniego lata zagrali w Pekinie, Hong Kongu oraz ponownie w Kuala Lumpur. W tym roku na mapie Arsenalu pojawił się nowy punkt – Wietnam.
- Mamy tutaj mnóstwo lojalnych kibiców. Jesteśmy zachwyceni, że latem będziemy mogli zagrać w Wietnamie – tłumaczy Tom Fox, dyrektor handlowy londyńskiego klubu. Kanonierzy zmierzą się 17 lipca z reprezentacją kraju gospodarzy na stadionie narodowym My Dinh w Hanoi. Mecz na żywo obejrzy 40 tysięcy widzów. Jak zapewnia Fox, Arsene Wenger wystawi w tym spotkaniu możliwie najsilniejszy skład. Bardzo zadowolony faktu, iż czołowa angielska drużyna przyjedzie do Wietnamu, jest wiceprezes tamtejszej federacji piłkarskiej Doan Nguyen Duc. – Ostatnio inne kraje z naszego regionu gościły wielkie europejskie zespoły. U nas nic się nie działo. Dlatego zdecydowaliśmy się zaprosić piłkarzy Arsenalu. Zachęcenie ich do przyjazdu tutaj nie było problemem, mimo iż wietnamska piłka nożna przeżywa ostatnio spore kłopoty – opowiada działacz.
Arsenal Londyn jest pierwszym klubem z Anglii, który zagra w Wietnamie. Obie strony mają nadzieję, że współpraca nie zakończy się na jednym spotkaniu. Zespół z Londynu ma podpisać umowę o współpracy z dwukrotnym triumfatorem wietnamskiej V-League – Hoang Anh Gia Lai. Anglicy planują także utworzenie oficjalnego fanklubu na Półwyspie Indochińskim.
Nie tylko Wietnamczycy z niecierpliwością czekają, aż zobaczą w akcji jedną z najpopularniejszych europejskich drużyn. Wizyta w Wietnamie jest wielkim wydarzeniem również dla zespołu gości.
- Menadżer, piłkarze i cały sztab szkoleniowy mają w pamięci dwa poprzednie lata, w których odwiedzaliśmy azjatyckie kraje. Już nie mogą doczekać się tegorocznego wyjazdu. Jesteśmy dumni, że będziemy pierwszą drużyną z Premier League, która zaprezentuje się na wietnamskich boiskach – mówi dyrektor wykonawczy Arsenalu, Ivan Gazidis.