Reklama

Życie na walizkach

Hiszpanie znów próbują pokazać, że walczą z korupcją. I jak zwykle zrobiło się śmiesznie i strasznie.

Publikacja: 13.05.2013 01:27

Javi Barkero (z numerem 7): piłkarz Levante, który rozpętał kolejną aferę korupcyjną w Primera Divis

Javi Barkero (z numerem 7): piłkarz Levante, który rozpętał kolejną aferę korupcyjną w Primera Division

Foto: AFP

Kilka minut przed końcem poprzedniego sezonu Michu, napastnik Rayo Vallecano, podszedł do obrońcy Granady, by mu przekazać, co się właśnie stało w meczu Villarreal z Atletico. Villarreal, walczący z Rayo i Granadą o utrzymanie, stracił gola i przegrywał 0:1. To oznaczało, że Granada jest już bezpieczna, a Rayo jeszcze nie, bo potrzebowało zwycięstwa, a był remis 0:0.

– Wy się teraz utrzymacie, nawet jeśli przegracie – mówił piłkarz Rayo. – Serio? Przysięgnij – dopytywał rywal. Trzy minuty później, w doliczonym czasie, Rayo strzeliło bramkę zapewniającą pozostanie w lidze i obie drużyny zaczęły świętować.

Czekając na Fijarczyka

Villarreal, jeden z niewielu klubów w Hiszpanii, który nie wydawał więcej niż zarabiał, spadł do drugiej ligi. Michu odszedł do Swansea, strzela dla niej gola za golem, został jedną z sensacji obecnego sezonu. O dziwnej rozmowie nikt już nie pamięta.

Było rok temu kilka dni zamieszania: Michu przyznał się, że powiedział coś takiego, nagrania telewizyjne to potwierdziły. Ale urlopy wzywały, Euro 2012 się zbliżało. Nikt nie miał ochoty babrać się w zakończonym sezonie, zwłaszcza że nie sposób było udowodnić, iż Granada przegrała celowo – równie dobrze można było oskarżyć sędziów, bo wspomniany gol padł ze spalonego – a tym bardziej że miała coś za to obiecane.

Zresztą, rozpętywać aferę tylko dlatego, że bezpieczna już drużyna mniej się starała w walce z rywalem, który jeszcze potrzebował punktów? Bądźmy poważni, nie takie rzeczy Hiszpania widziała. Trzeba by lustrować każdy finisz sezonu. Bez nadziei, że ktokolwiek się do czegokolwiek przyzna, póki się go nie złapie z walizką pieniędzy w ręce.

Reklama
Reklama

O tych walizkach od lat krążą w Hiszpanii legendy. Nie tylko o walizkach wypełnionych łapówkami za sprzedanie meczu. Również tych, które kluby wysyłają rywalom swoich rywali w walce o utrzymanie czy tytuły, by ich dodatkowo zmotywować, co nie wiedzieć czemu, nie jest już uważane za nieprzyzwoite.

Jest tak, jak było w naszej ekstraklasie, póki sędzia Fijarczyk nie wpadł w ręce policji z kołem zapasowym pełnym pieniędzy. Każdy o korupcji słyszał, ale oczywiście sam ani nigdy nie dał, ani nie wziął.

W 2008 roku jedna z lokalnych hiszpańskich telewizji puściła nagranie z podsłuchu: kapitan Levante Inaki Descarga opowiada swojemu prezesowi, jak w 2007 roku na finiszu sezonu razem z kolegami sprzedali mecz Athleticowi Bilbao, spuszczając w ten sposób do drugiej ligi Celtę. Można posłuchać jak Inaki, wówczas już piłkarz Legii Warszawa, chwali się, że mecz był ustawiony świetnie, nikt się nie domyślił, a pieniądze leżą w sejfie i czekają na podział.

Ale sprawa znów się rozeszła po kościach: bo Levante już w międzyczasie zbankrutowało i spadło z ligi, bo Descarga grał za granicą (kiepsko, i szybko z Legii odszedł), bo korupcja piłkarska nie była jeszcze wtedy przestępstwem i federacja w każdym swoim dochodzeniu odbijała się od zmowy milczenia i narażała na kompromitację.

Ręka w ogień

Ustawianie meczów zostało przestępstwem w Hiszpanii w 2010 roku (w Polsce siedem lat wcześniej i na efekty nie trzeba było długo czekać), ale do niedawna nikomu w tamtejszym futbolu nie zależało, żeby z tego przepisu skorzystać.

Federacja była zajęta zarabianiem na sukcesach reprezentacji, kierujący ligą Jose Luis Astiazaran uważał, że nie należy głośno mówić o żadnych problemach i nie ma co mu się dziwić: zanim został szefem ligi, zostawił Real Sociedad San Sebastian na krawędzi bankructwa, a teraz czekają go jeszcze pytania, co jego klub robił w dopingowych aktach doktora Fuentesa i za co płacił mu setki tysięcy euro.

Reklama
Reklama

Do działania mogłyby przynaglić media, ale hiszpańscy dziennikarze też nie lubią tematu ustawiania meczów: tak się uznania nie zdobywa, jest tyle sukcesów i transferowych plotek do opisania, i tyle  wypowiedzi Jose Mourinho do rozłożenia na czynniki pierwsze.

Nowy szef ligi Javier Tebas zgłosił służbom antykorupcyjnym podejrzenia co do meczu z 13 kwietnia, Levante – Deportivo La Coruna, śledztwo trwa. Levante, które podniosło się ze wspomnianego wcześniej upadku, wróciło do ligi, spadek mu nie grozi, już po 30 minutach przegrywało z potrzebującym punktów Deportivo 0:3, a w przerwie napastnik Jose Javier Barkero zrobił swoim czterem kolegom – bramkarzowi Gustavo Munui, obrońcom Sergio Ballesterosowi, Juanfranowi i Juanlu – awanturę, że sprzedali mecz.

Później ponoć powtórzył te zarzuty na zebraniu drużyny zwołanym przez prezesa Levante. Ale gdy dwa tygodnie później media dowiedziały się o tej awanturze, Barkero powiedział, że się pomylił i przeprosił kolegów, których oskarżył. Prokurator pracuje jednak dalej.

Z przecieków wynika, że piłkarze Levante dzwonili do Carlosa Arandy, piłkarza również zagrożonej spadkiem Granady, mówiąc, że mają propozycję od Deportivo i pytając, czy Granada da więcej. Aranda powiedział o tym swojemu szefowi, a szef – lidze.

Prezes Deportivo Augusto Cesar Lendoiro zażądał przeprosin za oskarżenia wyssane z palca, po czym sam zaczął oskarżać. – Prawie wszystkie końcowe mecze sezonu w ostatnich latach były ustawione. Ale my, jak nie mamy dowodów, to milczymy – mówi Lendoiro. I dodaje refren, którzy wszyscy w Hiszpanii świetnie znają.  – Rękę włożyłbym w ogień za uczciwość mojego klubu. Nikt nie podchodzi do rywalizacji bardziej sportowo niż my – tłumaczy. Ciąg dalszy wcale niewykluczone, że nie nastąpi.

Kilka minut przed końcem poprzedniego sezonu Michu, napastnik Rayo Vallecano, podszedł do obrońcy Granady, by mu przekazać, co się właśnie stało w meczu Villarreal z Atletico. Villarreal, walczący z Rayo i Granadą o utrzymanie, stracił gola i przegrywał 0:1. To oznaczało, że Granada jest już bezpieczna, a Rayo jeszcze nie, bo potrzebowało zwycięstwa, a był remis 0:0.

– Wy się teraz utrzymacie, nawet jeśli przegracie – mówił piłkarz Rayo. – Serio? Przysięgnij – dopytywał rywal. Trzy minuty później, w doliczonym czasie, Rayo strzeliło bramkę zapewniającą pozostanie w lidze i obie drużyny zaczęły świętować.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Reklama
Piłka nożna
Gianluigi Donnarumma zamienił Paryż na Manchester
Piłka nożna
Robert Lewandowski przed meczem z Holandią. „Trzeba skupić się na przyszłości, jesteśmy pełni optymizmu"
Piłka nożna
Liverpool pobije swój rekord transferowy. Będzie miał nowego napastnika
Piłka nożna
Zaczyna się zgrupowanie kadry. Pora otworzyć nowy rozdział
Piłka nożna
Bramkarz uratował Barcelonę przed porażką, Robert Lewandowski nadal czeka na pierwszego gola
Reklama
Reklama