Kilka minut przed końcem poprzedniego sezonu Michu, napastnik Rayo Vallecano, podszedł do obrońcy Granady, by mu przekazać, co się właśnie stało w meczu Villarreal z Atletico. Villarreal, walczący z Rayo i Granadą o utrzymanie, stracił gola i przegrywał 0:1. To oznaczało, że Granada jest już bezpieczna, a Rayo jeszcze nie, bo potrzebowało zwycięstwa, a był remis 0:0.
– Wy się teraz utrzymacie, nawet jeśli przegracie – mówił piłkarz Rayo. – Serio? Przysięgnij – dopytywał rywal. Trzy minuty później, w doliczonym czasie, Rayo strzeliło bramkę zapewniającą pozostanie w lidze i obie drużyny zaczęły świętować.
Czekając na Fijarczyka
Villarreal, jeden z niewielu klubów w Hiszpanii, który nie wydawał więcej niż zarabiał, spadł do drugiej ligi. Michu odszedł do Swansea, strzela dla niej gola za golem, został jedną z sensacji obecnego sezonu. O dziwnej rozmowie nikt już nie pamięta.
Było rok temu kilka dni zamieszania: Michu przyznał się, że powiedział coś takiego, nagrania telewizyjne to potwierdziły. Ale urlopy wzywały, Euro 2012 się zbliżało. Nikt nie miał ochoty babrać się w zakończonym sezonie, zwłaszcza że nie sposób było udowodnić, iż Granada przegrała celowo – równie dobrze można było oskarżyć sędziów, bo wspomniany gol padł ze spalonego – a tym bardziej że miała coś za to obiecane.
Zresztą, rozpętywać aferę tylko dlatego, że bezpieczna już drużyna mniej się starała w walce z rywalem, który jeszcze potrzebował punktów? Bądźmy poważni, nie takie rzeczy Hiszpania widziała. Trzeba by lustrować każdy finisz sezonu. Bez nadziei, że ktokolwiek się do czegokolwiek przyzna, póki się go nie złapie z walizką pieniędzy w ręce.