W niedzielnym meczu ze Swansea (2:1) szkocki menadżer po raz ostatni poprowadził swój zespół na Old Trafford. Fergusonowi przygotowano niezwykłe pożegnanie. 75 tysięcy kibiców skandowało nazwisko wieloletniego trenera United. Mimo to nawet w tym szczególnym momencie Szkot nie pozwolił, aby emocje wzięły nad nim górę. Niewielu widziało go płaczącego. Tak i w tej niezwykłej chwili nie było widać, aby sir Alex się wzruszył. Zwrócił się do kibiców pewnym, spokojnym głosem. Podziękował za wszystkie lata spędzone w Manchesterze i powiedział, że praca tutaj to najlepsze doświadczenie w jego życiu. W ciągu 27 lat, które spędził na Old Trafford, zdobył 13 tytułów mistrza Anglii oraz dwa razy wygrał Ligę Mistrzów.

Jednak wśród tłumu, który niedzielnego popołudnia pojawił się na trybunach, Ferguson szukał jedenastu wyjątkowych osób. Swoich wnuków. Cała gromadka, ubrana w koszulki z napisem „Dziadziuś 20" (tyle mistrzostw United zdobyli w całej historii), otoczyła szkoleniowca rzucając mu się w ramiona. Wtedy dopiero na twarzy legendarnego trenera można było zobaczyć ślad rozrzewnienia.  Mimo iż Manchester United jest potężną korporacją, w której sir Alex musiał utrzymać dyscyplinę – dla swoich wnucząt zawsze będzie kochającym dziadkiem. Ferguson ma nadzieję, że teraz będzie mógł poświęcić im więcej uwagi. Chciałby także zająć się swoją żoną, Cathy. Menadżer podjął decyzję o przejściu na emeryturę w grudniu, gdy zmarła siostra jego małżonki. Cathy Ferguson była z nią bardzo mocno związana. Szkot uważa, że jego żona w tym momencie potrzebuje go najbardziej. Przez 47 lat dawała mu wsparcie w trudnych momentach. Nie byłby wobec niej uczciwy, gdyby teraz zajął się wyłącznie piłką nożną.

Sir Alex Ferguson dał poznać się jako charyzmatyczny przywódca. Nie okazywał zbyt wielu emocji, był pewny siebie. Całkowicie oddawał się pracy. Teraz postanowił nadrobić zaległości i oddać rodzinie czas, którego jako menadżer Manchesteru United nigdy nie miał zbyt wiele.