"Rz": Był pan w grupie buntowników przeciwko udziałowi w reklamie Orange?
Wojciech Szczęsny:
Byłem w trójce, która w niej ostatecznie wystąpiła, ale mnie problem trochę ominął, bo dowiedziałem się o reklamie, jak afera się już zaczęła. Moje zdanie nie miało znaczenia. Okazało się, że wystarczyło usiąść z prezesem Zbigniewem Bońkiem, pogadać przez godzinę i wszystko załatwione. Prezes nas rozumie, odniosłem wrażenie, że jest po naszej stronie. Niepotrzebnie sprawa przedostała się do mediów.
Ale nie wynieśli jej do prasy piłkarze...
Nie byłoby to w naszym interesie. Sprawa została przedstawiona w zupełnie fałszywym świetle, bo nie chodziło nam o pieniądze. Nigdy też nie mieliśmy pretensji do firmy Orange, która po prostu korzystała z warunków umowy. Problemem były jej warunki, sposób, w jaki została podpisana.