W ubiegłym tygodniu w niemieckiej prasie pojawiły się kolejne szczegóły letniej kłótni między menedżerami Roberta Lewandowskiego, a dyrektorem sportowym Borussii. Później ukazała się wypowiedź Lewandowskiego, który przyznał, że na początku stycznia jego transfer do Bayernu zostanie potwierdzony. Po kilku godzinach pojawiło się dementi piłkarza, bo wiadomo, że negocjować z nowym klubem można dopiero na pół roku przed wygaśnięciem dotychczasowej umowy.
Lewandowski bawi się uczuciami kibiców Borussii, co kilka dni przenosząc je z nienawiści do uwielbienia. Gole strzela sam, ale nad grą, która toczy się wokół jego transferu do Bayernu, nie panuje już nikt.
Kiedy wszyscy mają już tego dość, przychodzi mecz ligowy z Freiburgiem, w którym polski napastnik strzela dwa gole, a po jednym z nich brawo bije mu nawet trener rywali. – Wydawało się, że Polak niechętnie będzie podchodził do gry w Borussii do końca sezonu, tymczasem odegrał główną rolę w dortmundzkiej maszynce do strzelania goli i brał udział w każdej z pięciu bramek – napisał dziennik „Ruhr Nachrichten”. Inne gazety piszą o LewanTORskim, albo cytują Marco Reusa, który mówi, że jego kolega z drużyny nie ma sobie równych na świecie w sytuacjach sam na sam z bramkarzem.
Niemieckie media piszą, że dla Borussii i Lewandowskiego mecz z Freiburgiem był tak naprawdę rozgrzewką przed spotkaniem z Olympique Marsylia. W pierwszej kolejce drużyna z Dortmundu przegrała z rewelacyjnym Napoli 1:2, straciła dużo sił i przede wszystkim – trenera. Juergen Klopp nie wytrzymał napięcia, krzyczał na sędziego technicznego i został wyproszony na trybuny. Później przyznał, że „zachował się jak małpa”, i całą odpowiedzialność za porażkę wziął na siebie.
Borussia rewelacyjnie spisuje się w Bundeslidze, jednak dzisiejszy mecz da odpowiedź, czy ta forma wystarczy też na Ligę Mistrzów. Klopp żałuje, że urazu nie zdążył wyleczyć Ilkay Gundogan, który po odejściu Mario Goetzego do Bayernu odpowiedzialny jest za kreowanie akcji Borussii.