W piątek będzie już wszystko jasne. Mecz z Ukrainą może zakończyć przygodę reprezentacji Polski w eliminacjach do mundialu 2014. W tę drużyną tak naprawdę od początku mało kto wierzył i chyba nikt jej nie pokochał.
Polacy szykują się jak na wojnę, chcą udowodnić, że ciągle mają szansę na mundial, ale o sukces będzie trudno, bo drużynę Waldemara Fornalika do tej pory stać było na zwycięstwa tylko z San Marino i Mołdawią, z Ukrainą przegrała w marcu w Warszawie. Naprawdę trudno znaleźć racjonalne powody, by wierzyć, że teraz w Charkowie będzie lepiej.
Znów w Warszawie
Fornalik powtarza: „Ta drużyna ma przyszłość, idziemy w dobrym kierunku”. Nikt mu jednak nie wierzy i trener nie dostanie więcej czasu. Fornalik nie ma szans na przedłużenie kontraktu, jeśli przegra eliminacje, a żeby było inaczej, poza zwycięstwem nad Ukrainą trzeba jeszcze pierwszy raz w historii wygrać na Wembley z Anglią.
Dzisiaj do 13.30 piłkarze mają pojawić się w warszawskim hotelu Hyatt. Kadra wróciła do stolicy, chociaż do tej pory Fornalik chwalił sobie pobyt w ustronnych miejscach – np. w Warce. Boisko treningowe tamtego ośrodka nie ma jednak sztucznego oświetlenia, dlatego kadra trenować będzie na stadionie Polonii.
Zmian jest jednak więcej. Drużynę, której siłą miała być młodość, w chwili prawdy wzmacniają zawodnicy mający dodać jej charakteru. Oficjalnie nikt tego nie powie, ale Marcin Wasilewski i Mariusz Lewandowski przyjeżdżają na zgrupowanie głównie po to, żeby zbudować atmosferę w szatni. Są z tego pokolenia, które może grało brzydko, ale potrafiło zostawić na boisku krew, pot i łzy. Młodzi mają większy talent, ale nie da się o nich powiedzieć, że są zgraną paczką.