Miały być nowe Gran Derbi, ale spektakularnego futbolu w sobotni wieczór zabrakło, była głównie walka w środku boiska.
Atletico pokazało, dlaczego traci najmniej goli w lidze. Barcelona pokazać, dlaczego strzela ich najwięcej, nie była w stanie, ale – jak napisał „Sport" – nawet na tak trudnym terenie pozostała wierna swojemu stylowi. Próbowała, wymieniała setki podań, jednak szczelnego muru gospodarzy rozbić nie potrafiła. Nie pomogło wejście Leo Messiego i Neymara.
– To była partia szachów – przyznał Diego Simeone. Jako trener pokonał już Real, na Barcelonę wciąż nie znalazł sposobu. – Oni zdobywają ostatnio po cztery, pięć bramek. Zależało nam, by tym razem im się to nie udało – nie ukrywał Argentyńczyk.
Zadowolony w pełni nie był Gerardo Martino. – Wiedzieliśmy, że nie będziemy mieli dużo okazji. Może atakowaliśmy za mało dynamicznie – zastanawiał się trener Katalończyków. Ale dodał, że po takim meczu jego zespół będzie jeszcze silniejszy. Na Vicente Calderon w tym sezonie nikt nie zdobył wcześniej choćby punktu.
Barcelona na półmetku rozgrywek wyprzedza Atletico dzięki lepszej różnicy goli i utrzymuje bezpieczną przewagę nad Realem (po zamknięciu tego wydania gazety grał z Espanyolem). „Atletico dokonuje cudów, Barcelona i Real po prostu wykonują swoją pracę" – komentuje „As".