Był rok 1962. W Lizbonie panowała euforia. Benfica drugi raz z rzędu zdobyła Puchar Mistrzów, pokonując 5:3 w Amsterdamie wielki Real Madryt. Ze wschodzącą gwiazdą Eusebio na boisku i Belą Guttmannem na trenerskiej ławce.
Ferenc Puskas twierdził, że bez Guttmanna nie byłoby węgierskiej „złotej jedenastki" i systemu 4-2-4, zwanego brazylianą. Ale w Lizbonie Guttmanna wystarczająco nie doceniono. Za zwycięstwo nad Realem dostał tylko 4 tysiące dolarów premii. Kiedy poprosił o podwyżkę, spotkał się z odmową. Podpisał więc kontrakt z Penarolem Montevideo, a na odchodne rzucił, że przez następne 100 lat Benfica nic w Europie nie wygra.
Przepowiednia się sprawdza. Orły z Lizbony przegrały od tego czasu wszystkie siedem finałów, trzy jeszcze w latach 60.: z Milanem, Interem i Manchesterem United. Guttmann zmarł w 1981 r., ale klątwa wciąż działa. Nic nie dały modlitwy i prośby Eusebio nad jego grobem w Wiedniu, przed finałem Pucharu Mistrzów z Milanem (1990).
W lutym przed Estadio da Luz odsłonięto pomnik Guttmanna. Znajduje się pod nim cytat z wypowiedzi trenera: „Tylko ci, którzy byli w Benfice, wiedzą czym naprawdę jest mistyka. Nie ma innego klubu na świecie, w którym odgrywałaby ona tak ważną rolę".
Przed rokiem Benfica przegrała finał Ligi Europejskiej z Chelsea, tracąc gola w ostatniej minucie doliczonego czasu. – Nie jestem przesądny – przekonuje Jorge Jesus, który zapracował na opinię jednego z czołowych trenerów w Europie – Najlepsza drużyna nie zawsze zwycięża, ale wierzę, że możemy pokonać Sevillę. Jesteśmy bardziej doświadczeni.