Gdyby brać pod uwagę wyłącznie grę Legii w nowym sezonie, trudno byłoby znaleźć powody do optymizmu. Być może stąd biorą się katastroficzne przepowiednie mniej lub bardziej znanych osób, uważających, że Legia nie ma z Celtikiem najmniejszych szans.
Można się jednak założyć, że większość tych osób nie ma pojęcia, jak gra teraz Celtic. Zakładając jego zwycięstwo, w dwumeczu bierze się bardziej pod uwagę legendę klubu i dawne sukcesy, a nie teraźniejszość. Przeciętny kibic nie jest nawet w stanie wymienić trzech nazwisk piłkarzy Celtiku i trudno się temu dziwić. Bo w tej drużynie nie ma gwiazd.
Wirus stolicy
Nie wiadomo, jak będzie przebiegał dzisiejszy mecz, ale raczej nie powinien się toczyć do jednej bramki. Legia musi brać pod uwagę sposób gry Szkotów, z czym dotychczas raz dawaliśmy sobie radę, innym razem nie. Nie mamy kompleksu, ale trudno też powiedzieć, że mamy na nich sposób.
Tak było niemal zawsze w meczach między klubami i reprezentacjami. 5 marca na Stadionie Narodowym Polska przegrała ze Szkocją 0:1 po wyrównanym meczu, w którym szybkość, konsekwencja, dobra gra gości w obronie i wykorzystanie jednej szansy przyniosły im zwycięstwo. Na ich tle Polacy byli drużyną niezgraną, wolną i bez pomysłu.
W reprezentacji Szkocji wystąpiło wtedy dwóch zawodników Celtiku: pomocnik Scott Brown i obrońca Charlie Mulgrew. Brown zdobył zwycięską bramkę. Obydwaj grają w Celtiku nadal, tyle że Brown leczy kontuzję.