Mario Balotelli już nie straszy

Włoski napastnik miał zastąpić w Liverpoolu Luisa Suareza. Jednak w tym sezonie w Premier League nie strzelił jeszcze bramki. Kibice zastanawiają się, kiedy władzom klubu i menadżerowi Brendanowi Rodgersowi skończy się cierpliwość.

Publikacja: 27.10.2014 07:01

Mario Balotelli już nie straszy

Foto: AFP

Gdzie się nie pojawi, wywołuje mnóstwo emocji. Kibice i dziennikarze bardziej niż na jego mecze czekają na kolejne wybryki. Mario Balotelli przez kilka lat solidnie pracował na opinię, najdelikatniej rzecz ujmując, ekscentryka.

Jednak nie przeszkadzało mu to w byciu dobrym piłkarzem. Talentu nikt mu nie odmawiał. Pojawiały się nawet głosy, że może być zawodnikiem lepszym niż Cristiano Ronaldo czy Leo Messi, musi tylko zapanować nad swoją głową.

Wygląda na to, że Włoch usłyszał te rady i wziął je sobie do serca. Ostatnio coraz mniej słychać o ekscesach z jego udziałem. Stał się spokojny, chętnie trenuje, nie obraża się na trenera. Drobne wybryki oczywiście się zdarzają, ale nie są tak spektakularne i częste jak dawniej. Jednak gry i skuteczności piłkarza to nie poprawiło. Można wręcz odnieść wrażenie, że spokojniejszy Balotelli to Samson pozbawiony włosów.

Na początku tego sezonu napastnik został kupiony przez FC Liverpool za 16 milionów funtów. Wiązano z nim ogromne nadzieje. Miał zapełnić lukę po Luisie Suarezie, który odszedł do Barcelony. Nadzieje te nie były całkiem złudne. Ostatnie półtora roku Balotelli grał w Milanie, dla którego w 43 meczach strzelił 26 bramek. Taki rezultat robi wrażenie. Menadżer The Reds Brendan Rodgers był przekonany, że Włoch powtórzy swój wyczyn grając dla klubu z Anfield Road.

Ale oczekiwania dosyć boleśnie minęły się z rzeczywistością. Mario Balotelli od sierpnia strzelił dla nowej drużyny tylko jedną bramkę (w wygranym 2:1 meczu Ligi Mistrzów z Łudogorcem Razgrad). Na trafienie w Premier League wciąż czeka. W sobotę miał okazję zmienić ten stan rzeczy. Liverpool podejmował Hull City. Po przeciętnym meczu zremisował 0:0, a Balotelli zmarnował kilka dobrych sytuacji do strzelenia gola.

Kibice, którzy ciepło powitali reprezentanta Włoch przy Anfield Road, już powoli zaczynają mieć go dosyć. Chcą, by Brendan Rodgers dał odpocząć napastnikowi, a także zastanowił się, czy jego odejście nie byłoby najlepszym pomysłem. W obronie kolegi z drużyny stanął Martin Skrtel.

- Ciężko pracuje na treningach i ciężko pracuje w czasie meczów. Wszyscy w niego wierzymy. Kibicujemy mu i mamy nadzieję, że niebawem zacznie zdobywać bramki - mówił obrońca ze Słowacji.

Podobnie wypowiadał się o swoim zawodniku menadżer Liverpoolu. - Z piłkarzami jest tak, że gdy czasem im nie idzie, przestają się starać, nie przykładają się do swoich zadań. A Mario ciężko pracuje każdego dnia - mówił Brendan Rodgers, nie ukrywał jednak, że ma za złe Włochowi, że w przerwie ostatniego meczu Ligi Mistrzów (0:3 z Realem Madryt) wymienił się koszulkami z Pepe.

Balotelli ciężkie chwile przeżywa nie tylko w klubie. Ostatnio selekcjoner włoskiej drużyny narodowej Antonio Conte nie widzi w jej składzie miejsca dla napastnika Liverpoolu. Twierdzi, że nie rezygnuje z piłkarza, a tylko "daje mu trochę czasu". Jednak ta decyzja jest pokłosiem niezbyt zachwycających występów w lidze angielskiej.

Mario Balotelli obiecuje, że jeszcze strzeli dla Liverpoolu niejednego gola w Premier League. Ale co innego może powiedzieć?

Piłka nożna
Liga Konferencji. Solidna zaliczka Jagiellonii Białystok
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego