Ale Blatter i Platini, pomimo że zatopili się nawzajem, nie są do końca bohaterami tej samej historii. Szwajcar od lat znajdował się pod ostrzałem mediów i opinii publicznej, FIFA pod jego rządami była postrzegana jako organizacja, która uwłaszczyła się na futbolu, zarobiła miliardy dolarów, co dało jej poczucie bezkarności. Symbolem tej przemiany i władzy absolutnej był Blatter. Teraz ten symbol upadł.
Platini miał być następcą Szwajcara, człowiekiem z innej epoki i z innej gliny. To co robił jako szef europejskiego futbolu (UEFA) sprawiło, że zaczął być postrzegany jako naturalny kandydat do sukcesji. Dziś z tej nadziei nic nie zostało i wniosek jest jeden: futbol to sierota. Jego pieniądze i popularność sprawiają, że wciąż są chętni, by przejąć władzę - problem jednak w tym, że żaden z kandydatów na nowego szefa FIFA nie budzi zaufania, a nawet więcej: prawie każdy budzi wątpliwości. Dwaj najpoważniejsi wywodzą się ze świata arabskiego, a jest ostatnio wiele dowodów, że bogacze z tej części świata chcą sport raczej kupić niż reformować.
Żaden wizjoner z kraju piłkarsko potężnego o sukcesję po Blatterze się nie ubiega, co może oznaczać, że FIFA szybko się nie zmieni. Nie będzie nawet takich umiarkowanych reform jakie podjął Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) po skandalu z przyznawaniem zimowych igrzysk Salt Lake City (ta afera zakończyła panowanie Juana Antonio Samarancha). Jeśli Blatter jest piłkarskim Samaranchem, to nie widać na horyzoncie kogoś takiego jak Jacques Rogge, który wyprowadził olimpijską łódź na spokojne wody. Dziś MKOL nie jest już uznawany za siedlisko korupcji.
Ale decyzja Komisji Etycznej FIFA to wcale nie jest koniec tej historii. Śledztwo prowadzone przez prokuratury w USA i Szwajcarii trwa, kolejne wnioski mamy poznać w styczniu, jeszcze przed wyborami nowego bossa FIFA (odbędą się 26 lutego). To jest właśnie największa i chyba jedyna nadzieją na prawdziwe reformy.
Blatter po wyroku Komisji Etycznej powiedział, że jest mu smutno z powodu tego, co dzieje się z futbolem. Nam też.