14 meczów bez zwycięstwa – ostatnie w czerwcu 2018, 1:0 z Estonią w sparingu – sześć porażek z rzędu. W tym roku reprezentacja Łotwy przegrywała, ilekroć wychodziła na boisko. W ostatnich trzech spotkaniach Łotysze stracili 13 goli, nie strzelili żadnego. W całych eliminacjach stracili 21 bramek, a jedyną zdobytą zawdzięczają samobójczemu trafieniu obrońcy Macedonii Północnej. Jeśli drużyna Jerzego Brzęczka dziś nie wygra, oznaczać to może prawdziwe trzęsienie ziemi. Biało-czerwoni są murowanym faworytem.
Kadrowicze od początku zgrupowania powtarzają, że mają dwa zadania na najbliższe mecze – dziś z Łotwą na wyjeździe i w niedzielę na Stadionie Narodowym w Warszawie z Macedonią Północną. Po pierwsze, oba wygrać, zdobyć komplet sześciu punktów i przy dobrych wiatrach wywalczyć już w niedzielę awans. Po drugie, dać kibicom radość i zagrać „w dobrym stylu".
Podczas tego wyjątkowo krótkiego zgrupowania słowa te powtarzali wszyscy piłkarze, którzy mieli kontakt z mediami. Kapitan Robert Lewandowski na poniedziałkowej konferencji prasowej, a dzień później Kamil Grosicki i Bartosz Bereszyński oraz Kamil Glik już w Rydze. Widać, że drużyna dużo o tym rozmawia, widać, że tego wymaga od zawodników selekcjoner Brzęczek.
Mało kto się czepia sposobu gry, gdy pada wiele goli. By tak się jednak stało, potrzebne są sytuacje bramkowe, a to właśnie ze stwarzaniem okazji reprezentacja miała ostatnio największe kłopoty. W meczach ze Słowenią i Austrią Robert Lewandowski nie oddał ani jednego celnego strzału.
Próbował zaledwie cztery razy. Tymczasem w meczu Ligi Mistrzów z Tottenhamem oddał sześć strzałów na bramkę Hugo Llorisa, a w przegranym 1:2 w weekend spotkaniu z Hoffenheim pięć razy uderzał na bramkę rywali.