Finał Klubowych Mistrzostw Świata w Jokohamie miał dwóch bohaterów. Pierwszym był Gaku Shibasaki, znany tylko kibicom w Japonii. Drugim – Cristiano Ronaldo, nagrodzony kilka dni temu przez „France Football" czwartą Złotą Piłką w karierze.
Shibasaki, zwany japońskim Andresem Iniestą, strzelił dwie bramki i napędził Realowi strachu, dając Kashima Antlers prowadzenie 2:1. Antlers to pierwszy zespół z Azji, który doszedł do finału KMŚ, przez chwilę pachniało sensacją, dopóki do pracy nie zabrał się Ronaldo. W pojedynkę wybił gospodarzom z głowy marzenia o zwycięstwie, wykorzystując rzut karny, a w dogrywce dokładając kolejne dwa gole.
Królewscy kończą rok z trzema trofeami (wcześniej wygrali Ligę Mistrzów i Superpuchar Europy), na pozycji lidera Primera Division i tylko z dwiema porażkami w 54 meczach. Zinedine Zidane udowadnia, że świetny piłkarz może być równie świetnym trenerem. Trudno wyobrazić sobie lepszy początek na trenerskim stołku.
Real może w spokoju przygotowywać się do drugiej części sezonu, zwłaszcza do dwumeczu LM z Napoli, które w niedzielne popołudnie rozbiło Torino 5:3 dzięki czterem trafieniom Driesa Mertensa (Piotr Zieliński grał 73 minuty).
Napoli wskoczyło na podium Serie A, ale nadzieje na przerwanie dominacji Juventusu zmalały po tym, jak Stara Dama pokonała w spotkaniu na szczycie Romę 1:0 i powiększyła przewagę nad wiceliderem do siedmiu punktów (Napoli traci 8 pkt).