Przeciwnikiem Adamka będzie w Bielefeld (Niemcy) 34-letni Chorwat Josip Jalusić. To już trzeci z listy rywali polskiego pięściarza.
Pierwszym miał być Amerykanin Bobby Gunn, później pojawił się jego rodak Tiwon Taylor, teraz mamy Jalusicia, który w trwającej trzy lata zawodowej karierze stoczył 17 walk. Osiem wygrał (siedem przed czasem), tyle samo przegrał i jedną zremisował. Co ciekawe, nikt nie pokonał go przez nokaut. Większość jego przeciwników wprawdzie niewiele znaczy, ale ostatni, Albańczyk Nuri Seferi, to twardy bokser, który rok temu bił się z Marco Huckiem jak równy z równym. A Jalusić przegrał z Seferim minimalnie.
Jeśli jednak Adamek wykorzysta wrodzoną szybkość, Chorwat będzie bez szans. Polak jest przecież byłym mistrzem świata organizacji WBC, a ośmiorundowa walka jest tylko przetarciem przed prawdziwie poważnym wyzwaniem, jakim będzie bój o tytuł organizacji IBF w kategorii junior ciężkiej ze zwycięzcą pojedynku Huck – Steve Cunningham tego samego dnia w Bielefeld.
Adamek jest pewny siebie i mówi, że nie ma dla niego znaczenia, z kim będzie walczył o pas mistrzowski. – Huck jest agresywny, niebezpieczny, ale słabszy technicznie. Cunningham wygląda na siłacza, ale nie ma czym uderzyć. Pokonam jednego i drugiego – przechwala się były mistrz świata wagi półciężkiej.
O Jalusiciu Adamek nie wie nic. Nie widział jego żadnej walki, nie wie nawet, ile ma wzrostu. – Najważniejsze, że przechodząc do wyższej kategorii, nie straciłem szybkości. Koledzy, z którymi sparowałem w Szczyrku, mówią nawet, że jestem szybszy niż dawniej. To prawda, bo nie zbijam wagi – twierdzi polski bokser, który poleciał wczoraj do Bielefeld, podobnie jak jego trener Andrzej Gmitruk.