Poranek obiecywał więcej. Paweł Korzeniowski już podczas eliminacji na 400 m stylem dowolnym za jednym startem osiągnął trzy cele: awansował z najlepszym czasem do finału, poprawił rekord życiowy (3.47,70) i osiągnął minimum na igrzyska w Pekinie.
Trener Paweł Słomiński był przed finałem dyplomatą, ale nie krył dobrego nastroju. – Korzeniowski musiał popłynąć szybko, widać było, że zależało mu na dobrym wyniku. Zakwaszenie mięśni nie było duże, raczej miał jeszcze rezerwy. Sądzę, że powinien włączyć się do walki o medale – mówił.
Finał nie był jednak popisem Korzeniowskiego. Start wypadł średnio, pierwszy po 50 m był Jurij Priłukow, obrońca tytułu, za nim Włoch Massimiliano Rosolino, Polak czwarty.
Nadzieja pojawiła się po 100 m, tablica pokazała trzecie miejsce Korzeniowskiego, ale za chwilę stało się jasne, że walkę o złoto stoczą Włoch i Rosjanin. Polski pływak tracił miejsce za miejscem, po ostatnim nawrocie walczył tylko o piątą pozycję. Wygrał Jurij Priłukow, przed Rosolino, zwycięstwo Rosjanin wywalczył wspaniałym finiszem na ostatnich metrach.
Przemysław Stańczyk miał przed finałem szósty czas eliminacji, do normy olimpijskiej zabrakło mu 0,01 sekundy. Ruszył jako ostatni, ale powoli zbliżał się do rywali. Na mecie był tuż za Korzeniowskim, uśmiechnął się dopiero wtedy, gdy zobaczył, że ma kwalifikację na igrzyska.