Podróż olimpijskiego znicza - Idealny spektakl dla telewizji

Sztafeta olimpijska, która właśnie przemierza świat, jest najlepszą rozrywką sportowo-polityczną, jaką w życiu widziałem. To wygłup z pogranicza sportu, polityki i moralności – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 11.04.2008 13:41 Publikacja: 10.04.2008 19:03

Podróż olimpijskiego znicza - Idealny spektakl dla telewizji

Foto: AFP

Trochę żałuję, że znicz olimpijski opuścił już ziemie cywilizacji bezsprzecznie zachodniej i trafi wkrótce do Buenos Aires, które też jest zachodnie, ale trochę inaczej i nie wiadomo, czy wystarczająco przerażone zagrożeniem chińskim.

Jak można było oczekiwać, najlepiej spisała się telewizja amerykańska, która potraktowała relację o znikającym zniczu jak pościg za O. J. Simpsonem. Z tym że O. J., uciekając po zabiciu żony, nigdy nie zniknął z oczu kamery, a znicz owszem.

Gdy patrzyłem na smutne, zagubione postaci na pustych ulicach San Francisco trzymające znicz olimpijski, otoczone gromadą policji, to miałem jeszcze jedno skojarzenie – graniczące z herezją. Pomyślałem o tym bohaterze z placu Tiananmen, który 4 czerwca 1989 roku wyszedł naprzeciwko czołgu i zatrzymał go.

Jeśli ktoś mi zarzuci, że wszystko mi się miesza bez sensu, a student ryzykujący życie w proteście przeciw komunistycznej dyktaturze nijak się ma do O. J. Simpsona i znicza olimpijskiego, to chętnie się zgodzę. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że farsa, która przez Chińczyków zwana jest podróżą zgody, a przez MKOl sztafetą olimpijską, jest jednym wielkim pomieszaniem z poplątaniem, jest wygłupem z pogranicza sportu, polityki i moralności. Czyli, powiedzmy sobie szczerze, wiernie ilustruje nasze czasy i doskonale nadaje się do telewizji.

Nie, nie wyśmiewam się z protestów przeciwko Chinom stosującym przemoc w Tybecie, wspierającym krwawe dyktatury w Sudanie czy Birmie. Idę znacznie dalej: uważam, że obecna kampania ataków na znicz i, szerzej, bojkotu igrzysk jest jednym z najbardziej jaskrawych przykładów zachodniej hipokryzji. Jest przejawem naszej próżności, lenistwa umysłowego i – owszem – rasizmu.

Kampania ataków na znicz jest jednym z najbardziej jaskrawych przykładów zachodniej hipokryzji. Jest przejawem naszej próżności, lenistwa umysłowego i rasizmu

W Londynie znicz ochraniali policjanci uzbrojeni w broń palną, policjanci w helikopterach, policjanci konni, policjanci na rowerach, policjanci na motocyklach, policjanci ukryci w furgonetkach, policjanci stójkowi i policjanci, których zadaniem było powalenie na ziemię protestujących.

Tymczasem największe oburzenie brytyjskich mediów i organizacji obrony praw człowieka wzbudzili ubrani w dresy Chińczycy, którzy biegli obok pochodni. Dlaczego? Może dlatego, że Brytyjczycy po prostu nie lubią żółtków, nie chcą, by się panoszyli na ich ulicach.

Nie przeszkadzało im np., gdy zeszłoroczny brytyjski etap Tour de France ochraniany był przez 80 policjantów francuskich, ale Chińczycy to oczywiście co innego.

Tak – odpowiedzą zwolennicy protestów – ale Francuzi nie łamią praw człowieka ani nie wspierają okrutnych reżimów. To w zasadzie prawda, choć np. Ruandyjczycy mogliby mieć na ten temat zdanie odrębne. Jednak nie o to tu chodzi.

Paliwem napędzającym protesty jest przekonanie o moralnej wyższości Zachodu i wpływie, jaki mogą one wywrzeć na Chińczyków. Oba te założenia są błędne. Moralna wyższość zakłada bowiem gotowość do poświęcenia za sprawę. Tymczasem protestujący gotowi są poświęcić co najwyżej wysiłek sportowców przygotowujących się latami do zawodów. Przeprowadzenie sensownej akcji bojkotu Chin w proteście przeciwko łamaniu praw człowieka czy wspieraniu bandyckich reżimów wymagałoby np. przemyślenia umów handlowych i politycznych z Chinami.

Chiny to nie Republika Południowej Afryki z lat 80. Ich prestiż i pozycja światowa nie zależą od aprobaty Zachodu, tylko od militarnej i gospodarczej siły. Jeśli Amerykanie naprawdę chcą bojkotować Chiny, to może nie powinni opierać swojej gospodarki na chińskich pieniądzach z rezerw walutowych.

Jeśli my chcemy prawić Chińczykom morały na temat praw człowieka, to może nie powinniśmy zapychać swoich szaf tanimi butami i koszulami wyprodukowanymi w chińskich ośrodkach pracy niewolniczej.

Przekonanie, że Chiny uda się zmienić naszymi protestami, a Tybetańczycy najbardziej potrzebują naszego bojkotu olimpiady (Dalajlama jest mu przeciwny), jest próżne i w zasadzie nieistotne. Chińczycy zapewne wliczyli je w propagandowe koszty olimpiady i postanowili to zignorować. Nam zaś to przekonanie pozwala nadmuchiwać własne poczucie wyższości, nie naruszając w żaden sposób korzyści, jakie odnosimy z taniego chińskiego eksportu i ogromnego rynku zbytu.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora d.rosiak@rp.pl

Trochę żałuję, że znicz olimpijski opuścił już ziemie cywilizacji bezsprzecznie zachodniej i trafi wkrótce do Buenos Aires, które też jest zachodnie, ale trochę inaczej i nie wiadomo, czy wystarczająco przerażone zagrożeniem chińskim.

Jak można było oczekiwać, najlepiej spisała się telewizja amerykańska, która potraktowała relację o znikającym zniczu jak pościg za O. J. Simpsonem. Z tym że O. J., uciekając po zabiciu żony, nigdy nie zniknął z oczu kamery, a znicz owszem.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Sport
Transmisje French Open w TV Smart przez miesiąc za darmo
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji