Dom jest tam, gdzie wypłata

Swoich Rogerów reprezentacje innych krajów mają od dawna i będą ich miały coraz więcej

Publikacja: 19.04.2008 01:17

Dom jest tam, gdzie wypłata

Foto: Fotorzepa

Alfredo di Stefano, legenda i honorowy prezes Realu Madryt, ma od niedawna swój pomnik w miasteczku treningowym tego klubu. Sam go zresztą odsłaniał, a niedługo później z rąk Michela Platiniego odebrał specjalną nagrodę UEFA.

Podczas ceremonii usłyszał, że jest wielkim wśród wielkich i wzorem do naśladowania, choć gdyby przykładać do jego życiowych wyborów taką miarę, jaką dziś bywa odmierzana decyzja Rogera Guerreiro o grze dla Polski, di Stefano wyszedłby na zwykłego najemnika.

Najpierw porzucił kadrę Argentyny dla Kolumbii, bo w tamtejszej zawodowej lidze na przełomie lat 40. i 50. płacili najlepiej na świecie. Potem wybrał jeszcze lepsze życie w Madrycie i reprezentację kolumbijską zmienił na hiszpańską.

Fakt, że wówczas Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) takich skoków z jednej kadry do drugiej nie zabraniała, i podobnych przykładów można znaleźć wiele, ale w przypadku di Stefano zwycięstwo logiki portfela i życiowej wygody nad sercem było szczególnie wyraźne.

Ladislao Kubala, zanim uciekł do Hiszpanii przed komunizmem i zaczął grać w tamtejszej kadrze, zdążył wystąpić jako Ladislav w drużynie Czechosłowacji i jako Laszlo Kubala w reprezentacji Węgier, ale jego można potraktować po części jak życiowego rozbitka. Di Stefano wielka polityka nie dotknęła, on po prostu chciał grać dla tych, u których mu było najlepiej.

To był już schyłek czasów, gdy FIFA nie mieszała się do indywidualnych decyzji piłkarzy. Włosi mieli wśród reprezentantów całe zastępy oriundich, którzy najpierw grali dla Argentyny, Urugwaju czy Brazylii, a potem dawali się przekonać, że jednak włoskie korzenie są ważniejsze. Jeden z nich, Luis Monti, wystąpił przed wojną w finale mistrzostw świata najpierw jako Argentyńczyk, potem Włoch. Jeszcze w 1962 r. na mundial w Chile pojechał z włoską kadrą Jose Altafini, brazylijski mistrz świata sprzed czterech lat.

Potem wahadło wychyliło się w drugą stronę i przepisy FIFA o dopuszczeniu do gry w reprezentacji stały się jednymi z najsurowszych wśród federacji sportowych. Kto wystąpił choćby raz w reprezentacjach młodzieżowych, nie mówiąc o kadrze A, miał zamkniętą drogę do drużyny innego kraju. Zmieniono to w 2004 roku. Kto nie skończył jeszcze 21 lat i nie zagrał w kadrze A, może wybrać reprezentację innego kraju. Kto skończył 21 lat i chce grać dla nowej ojczyzny, nie może mieć za sobą meczów o punkty nawet w juniorskiej kadrze.

Niedługo po tej poprawce FIFA wyznaczyła też warunki, jakie musi spełnić każdy piłkarz pragnący reprezentować nową ojczyznę. Jeśli nie urodził się w tym kraju i nie urodzili się w nim jego rodzice ani dziadkowie, musi przynajmniej mieszkać w nim nieprzerwanie co najmniej dwa lata.

To dlatego Katarowi nie udała się w 2004 roku próba zbudowania za petrodolary reprezentacji złożonej z Brazylijczyków. Kusili m.in. grających w Bundeslidze Ailtona, Dede i Leandro, ale żaden z wymienionych Kataru do chwili otrzymania propozycji nie widział na oczy. Togo było szybsze i usynowiło pięciu Brazylijczyków, zanim wprowadzono poprawkę.

Roger spełnia jeden ze wspomnianych warunków (mieszka w Polsce ponad dwa lata), w kadrach Brazylii nie grał, więc zgoda FIFA będzie formalnością. Pytanie, czy przyspieszona naturalizacja, byle zdążyć przed Euro 2008, była etyczna, to już inna sprawa, ale pod tym względem przywoływany często przypadek Emmanuela Olisadebe nie różnił się aż tak bardzo.

Olisadebe też dostał polski paszport w pośpiechu, tyle że wówczas chodziło o to, by zdążyć przed eliminacjami, a nie finałami. Ślub z Polką Nigeryjczyk wziął dopiero wtedy, gdy miał już za sobą dziewięć meczów i osiem goli w kadrze, do dziś woli mówić po angielsku, przed debiutem w kadrze mieszkał w Polsce tylko o kilka miesięcy dłużej niż Roger.

Przyspieszona naturalizacja to dziś droga do wzmocnienia narodowej jedenastki, stosowana nie tylko przez kraje opóźnione w piłkarskim rozwoju

Nie jest też tak, że branie do reprezentacji obcokrajowców, których jedynym związkiem z nową ojczyzną jest to, że grają w miejscowej lidze, to tylko zabawa piłkarskiego Trzeciego Świata: Togo, Azerbejdżanu, Tunezji itd. Hiszpanie na przykład mają w kadrze Brazylijczyka Marcosa Sennę (grał zresztą w Brazylii m.in. w Sao Caetano i Juventude, jak Roger), któremu do otrzymania paszportu i debiutu wystarczyły niecałe cztery lata gry w Villarreal. Dumni Turcy mają w kadrze Mehmeta (dawniej Marco) Aurelio oraz Merta (dawniej Marcio) Nobre. To, że zmienili im imiona i czekali z wręczeniem paszportów dłużej niż Polacy z Rogerem, tak naprawdę wątpliwości nie rozwiewa.

Nawet brazylijskiemu Portugalczykowi Deco, choć mieszkał w przyszłej ojczyźnie aż sześć lat, a Portugalczycy i Brazylijczycy traktują się jak bracia, wypominano po debiucie, że nie nauczył się portugalskiego hymnu. Holendrzy też przed ostatnim mundialem byli gotowi wziąć do kadry Salomona Kalou z Wybrzeża Kości Słoniowej, ale znana z populistycznych zapędów minister imigracji Rita Verdonk akurat robiła sobie kampanię wyborczą i nie zgodziła się na przyspieszoną naturalizację. Gdyby ministrem był ktoś bardziej umiarkowany, Kalou grałby dziś dla Holandii, a tak niedługo później wybrał Wybrzeże Kości Słoniowej.

Polska nie miała kolonii, z których mogłaby dziś brać piłkarzy z odpowiednim pochodzeniem. Nie miała też potężnej gospodarki jak np. Niemcy, którzy przyciągając od dziesięcioleci zastępy rąk do pracy, sprowadzili przy okazji przyszłych Podolskich, Kuranyich, Gomezów czy Asamoahów. Nie miała też szczęścia jak Chorwaci z Eduardo da Silvą, który przyjechał do nich jako 15-latek.

Idziemy więc inną drogą, korzystając z tego, że dla wielu piłkarzy ojczyzna jest tam, gdzie odbierają wypłatę. Roger nie będzie ostatnim.

Sześć bramek w Łodzi. Widzew przegrał na własnym boisku 2:4 (1:4) z Polonią Bytom w piątkowym meczu piłkarskiej ekstraklasy. Gospodarze już w 2. minucie objęli prowadzenie po znakomitym uderzeniu z woleja Adriana Budki, ale potem cztery kolejne gole zdobyli gracze Polonii: Marcin Radzewicz (22), Jakub Dziółka (34), Grzegorz Podstawek (45) i Jacek Trzeciak (45+1). Wynik meczu ustalił po przerwie Stefano Napoleoni (77). Po tym zwycięstwie Polonia wydostała się ze strefy spadkowej kosztem Widzewa.

Sobota:

Ruch Chorzów – PGE GKS Bełchatów (18)

Odra Wodzisław – Legia Warszawa (18)

Zagłębie Lubin – Jagiellonia Białystok (18)

Kolporter Kielce – Zagłębie Sosnowiec (18)

Lech Poznań – Groclin Grodzisk Wlkp. (20, Canal+ Sport).

Niedziela:

Górnik Zabrze – ŁKS Łódź (16)

Wisła Kraków – Cracovia (17, Canal+ Sport).

m.c.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.wilkowicz@rp.pl

Alfredo di Stefano, legenda i honorowy prezes Realu Madryt, ma od niedawna swój pomnik w miasteczku treningowym tego klubu. Sam go zresztą odsłaniał, a niedługo później z rąk Michela Platiniego odebrał specjalną nagrodę UEFA.

Podczas ceremonii usłyszał, że jest wielkim wśród wielkich i wzorem do naśladowania, choć gdyby przykładać do jego życiowych wyborów taką miarę, jaką dziś bywa odmierzana decyzja Rogera Guerreiro o grze dla Polski, di Stefano wyszedłby na zwykłego najemnika.

Pozostało 93% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni