Kadra Austrii zaszyła się wprawdzie w luksusowym hotelu w Stegersbach, ale nie zamknęła się na świat. Codziennie odbywają się konferencje prasowe, na których trener Josef Hickersberger i kolejni piłkarze dzielą się z dziennikarzami swoimi wrażeniami.
O ile jeszcze kilka miesięcy temu Austriacy dawali wyraz daleko idącemu sceptycyzmowi, o tyle teraz zaczynają się jednoczyć ze swoimi piłkarzami, bo ci, pomimo porażki 0:1, zaprezentowali się w premierowej grze z Chorwacją znacznie lepiej, niż kibice mogli oczekiwać.
Faworytami Hickersbergera są Rene Aufhauser i Andreas Ivanschitz. Aufhauser ma 32 lata, Ivanschitz 24. Pierwszy to rutyna, drugi – błysk, werwa i atrakcyjność medialna. Ivanschitz nie jest aż tak dobrym piłkarzem, za jakiego uważają go austriaccy kibice, ale ma pewne miejsce w Panathinaikosie, a to już o czymś świadczy.
Na pewno Hickersberger zdawał sobie sprawę z możliwości swoich piłkarzy, bo zdecydował się na krok po myśli kibiców – powołał kapitana LASK Linz Ivicę Vasticia liczącego sobie już prawie 39 lat. Vastić, urodzony w Splicie, obywatel Austrii dopiero od roku 1996, strzelał niegdyś gole w prawie każdym meczu. Także na ostatnim wielkim turnieju z udziałem Austrii – mundialu we Francji (1998). Grał nawet w lidze japońskiej, w Nagoya Grampus Eight. Zdobywał tytuły króla strzelców austriackiej Bundesligi, puchary dla najlepszego piłkarza Austrii. To jest w tym kraju ktoś.
Ivanschitz i Vastić grają w podobnym stylu. Są ofensywnymi pomocnikami ustawionymi za dwoma napastnikami. Mogą grać obok siebie (jak przez ostatnie pół godziny meczu z Chorwacją).