Przyjechało 255 dzieciaków, większość z polskich ośrodków, ale także grupy z Węgier, Turcji, ze Słowacji, z Rosji i Ukrainy. Otylia Jędrzejczak przyniosła olimpijski ogień, potem z Jackiem Wszołą otworzyła zawody. Mała Zuzia zapaliła znicz, Justyna złożyła przysięgę. Od rana do wieczora na obiektach warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego dzieci skakały, biegały, rzucały, pływały, grały w piłkę i ping-ponga.
Onkoolimpiadę po raz drugi zorganizowały Fundacja Spełnionych Marzeń i Fundacja Orimari. Przepis jest taki: zaraża się pomysłem sponsorów (potrzeba około 300 tys. zł), dodaje setkę wolontariuszy, prosi o pomoc sportowców, artystów, ludzi mediów. Wtedy można zaczynać.
Marcin Strzelczyk pięć lat temu miał białaczkę. Dziś jest reprezentantem Polski na 400 m
To są zawody dzieci zdrowych, tylko po niektórych widać trudy kuracji: brak włosów czy operacyjne szwy. Większość po prostu bawi się sportem i walczy o wybite w Mennicy Państwowej medale z zieloną wstążką i napisem: “Wygraliśmy wszyscy”. Potem te medale noszą na piersiach dumni rodzice.Warto wierzyć w sport. Na trybunach jest Marcin Strzelczyk. Pięć lat temu leżał w warszawskim szpitalu przy Litewskiej. Diagnoza: białaczka. Dziś jest młodzieżowym reprezentatantem Polski. Biega na 400 m w Warszawiance, rekord życiowy – 47,91. Jak dobrze pójdzie, wystartuje za cztery lata w Londynie.
Pogotowie Mediocover przywozi rano dziewięcioletnią Anię. Dzień wcześniej skończyła chemioterapię, nie ma mowy o starcie, od lutego dziewczynka nie opuszcza łóżka, ale zmusiła lekarzy, by pozwolili jej przyjechać. Gdy widzi na trybunach kremowego labradora, chce go głaskać. Pies należy do szefa Polbanku Kazimierza Stańczaka. Prezes, który dał na Onkoolimpiadę najwięcej, siada na łóżku pod białym namiotem i bawi się z Anią, która też dostanie swój medal, złoty.