Gdyby sprawa dotyczyła bogaczy z Rosji czy Ameryki, nikt nie byłby przesadnie podekscytowany, ale po raz pierwszy właścicielami mieliby się stać milionerzy z najbiedniejszego kontynentu.
[srodtytul]Powiększyć ligę [/srodtytul]
Gdy w 2003 roku Roman Abramowicz przejmował od Kena Batesa zadłużoną Chelsea Londyn, zapewne nie przypuszczał, że zapoczątkuje nową modę wśród możnych tego świata. Już nie wystarczy posiadanie własnego jachtu wielkości pancernika z czasów II wojny światowej czy latanie prywatnym odrzutowcem. Teraz, by należeć do elity, trzeba mieć w posiadaniu piłkarski zespół – obowiązkowo z angielskiej Premier League. Niedługo dla chętnych może zabraknąć klubów.
Nigeryjczyków to jednak nie zraziło. Nie przeszkadzały im wątpliwości wyrażane przez angielską prasę, czy będzie ich w ogóle stać na taką ekstrawagancję, ani wyliczenia, że za sumę, którą są gotowi zapłacić, można ich narodową ligę utrzymywać przez 60 lat. Mike Ashley, miliarder, który przejął Newcastle zaledwie 16 miesięcy temu za 133 mln i w międzyczasie spłacił jeszcze zadłużenie klubu, teraz żąda od potencjalnych nabywców ok. 300 mln funtów, by mniej więcej wyjść na swoje. Jeśli dojdzie do sprzedaży (pogłoski o transakcji są, jak zwykle, dementowane), do tej sumy trzeba jeszcze doliczyć ok. 70 mln rocznych wynagrodzeń dla samych zawodników przedostatniej w tabeli drużyny.
[srodtytul]Abramowicz się boi[/srodtytul]